Reklama

Pan Nikt

"Mr. Nobody", reż. Jaco Van Dormael, Belgia, Francja, Niemcy, Kanada 2009, dystrybutor Kino Świat International, premiera kinowa 24 grudnia 2010.

Jeden, nikt i sto tysięcy - mówi o bohaterze swojego nowego obrazu belgijski reżyser, Jaco van Dormael. To dobry punkt wyjścia do interpretacji całego jego filmu, bo "Mr. Nobody", opowiadając jedynie o "Panu Nikim", robi to w sposób, który nie mógłby być bardziej uniwersalny.

Nemo Nobody - czyli podwójny "Pan Nikt" - to mężczyzna, z którym stykamy się w różnych fazach i wymiarach czasoprzestrzennych jego życia. Za każdym razem decyzje, które wówczas podejmuje, odgrywają niebagatelny wpływ na jego dalsze życie.

Począwszy jednak już od pierwszej z nich - gdy Nemo jest małym chłopcem i musi wybrać jedno z rodziców, z którym woli pozostać, oszczędzona zostaje mu niepewność, dotycząca tego, co stałoby się, gdyby zdecydował inaczej. Nobody przeżywa bowiem wiele symultanicznych życiorysów, prowadzi życie w alternatywnych wersjach. W efekcie powstaje cała sieć możliwości i rozwiązań, które mogą zagwarantować Nemo zaspokojenie jednego z najważniejszych z pytań, jakie zadają sobie ludzie, czyli: Co by było gdyby...

Reklama

Wszystko pięknie, ale gdzie jest haczyk? Otóż haczykiem jest sam Nemo Nobody. To on jest bowiem osobą, która opowiada widzom swoje życie. A warto zaznaczyć, że jest obecnie leciwym 120-letnim staruszkiem, a zarazem ostatnią osobą na Ziemi, której grozi śmierć. W 2092 roku ludzie poradzili sobie już bowiem z problemem umierania i Nemo jest ostatnim z nich, którego spotka taki właśnie koniec.

Czy można zatem wierzyć w to, że Nobody wybrał jednocześnie matkę i ojca, czy raczej przyjąć, że starzejący się człowiek tak naprawdę nie pamięta, co wówczas zrobił. Skomplikowanie zaczyna się robić dopiero wówczas, gdy alternatywne życia Nemo doprowadzają go do trzech różnych przyszłości u boku trzech pięknych kobiet.

W umyśle widza zaczyna rodzić się pytanie: czy Nemo Nobody nie jest jedynie mitomanem, który chce wzbogacić swoje życie przed słuchającym go odbiorcą, czy też po prostu zwykłym człowiekiem, który opowiadając o swojej przeszłości, nie pamięta wszystkich jej szczegółów.

Biorąc pod uwagę całość filmu Van Dormaela, zdecydowanie bliższe wydaje się to drugie odczytanie. Belgijski reżyser wielokrotnie zwraca bowiem w swojej produkcji uwagę, jak bardzo niedoskonałym narzędziem jest pamięć. Dodatkowo podkreśla także względność czasu w ujęciu ludzkiego życia.

"Mr. Nobody" to zresztą materiał niezwykle pojemny i mieści w sobie wiele kolejnych egzystencjalnych, metafizycznych czy wreszcie okołofilmowych odwołań. Zwłaszcza w tej ostatniej materii Van Dormael korzysta pełnymi garściami, odwołując się zarówno do tak klasycznych pozycji, jak: "Przypadek" Krzysztofa Kieślowskiego (bohater na dworcu i równoległe historie w zależności od jego wyboru!) czy "2001: Odyseja kosmiczna" Stanley'a Kubricka po najnowsze osiągnięcia kina: "Amelię" Jean-Pierre'a Jeuneta i "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" Davida Finchera.

Trzeba jednak dodać, że do swojego nowego filmu przygotowywał się aż 13. lat - tyle właśnie minęło od premiery jego "Ósmego dnia". Ponad połowę tego czasu przeznaczył zaś na pisanie scenariusza. Przez ten okres udało mu się zgromadzić olbrzymi budżet (ponad 50 milionów dolarów, to raczej standardy hollywoodzkie niż europejskie) i zebrać wspaniałą ekipę, przez co jego dzieło ogląda się bez zastrzeżeń.

Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na świetnie prezentującego się na ekranie Jareda Leto w roli tytułowej, który w ostatnim czasie bardziej zajęty był raczej karierą muzyczną (zespół 30 Seconds to Mars) niż aktorską. Tym bardziej trzeba docenić jego kreację w "Mr. Nobody", która obok "Requiem dla snu", jest jego najwybitniejszym jak dotąd dokonaniem artystycznym. Leto wspaniale wspomagają także Sarah Polley i Diane Kruger (w rolach jego partnerek), a także Rhys Ifans i Natasha Little (jako jego rodzice).

Można się oczywiście na siłę upierać, że całość podobna jest do wszystkiego, co już gdzieś widzieliśmy, ale nie zmienia to faktu, że "Mr. Nobody" jest dziełem zdecydowanie oryginalnym i autorskim. Warto też dodać, że produkcja Van Dormaela to obraz, który zdecydowania podoba się zwłaszcza widzom (nieco mniej krytykom), czego dowodzi m.in. nagroda publiczności za najlepszy europejski film tego roku. Może byłoby jeszcze lepiej, ale tegoroczne Europejskie Nagrody Filmowe zdominował "Autor Widmo" Romana Polańskiego. Widać widzowie ze Starego Kontynentu bardziej cenią sobie politykę, niż niczym nie ograniczoną fantazję.

8/10

Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Mr. Nobody"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: film | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy