Trudno było uwierzyć, że się im uda. Prequele i sequele klasyki horroru z lat 70. XX wieku zazwyczaj są mniej lub bardziej irytującym odcinaniem kuponów (przemilczę zeszłoroczny koszmarek "Egzorcysta. Wyznawca") od własnej legendy. A jednak "Omen. Początek" jest godną zapowiedzią tego, co zobaczyliśmy w klasycznym filmie Richarda Donnera z 1976 roku. Witajcie w uniwersum Antychrysta, widzianym tym razem okiem bardzo utalentowanej reżyserki.
- "Omen. Początek" opowiada o młodej Amerykance, która przybywa do Rzymu, by rozpocząć służbę Kościołowi. Tam napotyka na siły ciemności, które każą jej zrewidować swoją wiarę. Natrafia też na przerażający spisek, mający na celu doprowadzenie do narodzin zła wcielonego.
- Główną rolę w filmie zagrała Nell Tiger Free, której sławę przyniosła podobna kreacja w serialu "Servant". W obsadzie znaleźli się również: Tawfeek Barhom, Sonia Braga, Ralph Ineson oraz Bill Nighy. Produkcję wyreżyserowała Arkasha Stevenson.
- Film trafił na ekrany polskich kin 5 kwietnia 2024 roku. Zobacz zwiastun filmu!
Horrory rozgrywające się w świecie zakonnic znów są modne. Niewiele jest ich jednak na poziomie zadowalającym gusta nawet średniego konesera gatunku. Debiut fabularny Arkashy Stevenson należy postawić na zupełnie innej półce niż obie części "Zakonnicy" czy "Egzorcyzmy siostry Anne". Stevenson ambitnie łączy ze sobą dwa gatunki horroru, sięgając zarówno do "Egzorcysty" Friedkina, jak i do "Dziecka Rosemary" Polańskiego. Ba, można nawet wyczuć jej fascynacje europejskim nurtem kina nunsploitation z lat 70., gdzie perwersyjnie łączono tematykę celibatu, homoseksualizmu i opętania.
"Omen. Początek" to oczywiście kino hollywoodzkie, więc nie spodziewajcie się mocnych odniesień do włoskiego kina giallo czy gore, ale umiejscowienie akcji w Rzymie pozwala zerkać w stronę włoskich mistrzów tych gatunków. Zresztą i elementy "Suspirii" Dario Argento tutaj uważny widz dostrzeże.
Jak pamiętają wszyscy fani gatunku, "Omen" rozpoczynał się od sceny, gdy zrozpaczony ambasador USA w Rzymie Robert Thorm (Gregory Peck) dowiaduje się, że jego żona Kathy urodziła martwe dziecko. Postanawia w sekrecie przed nią adoptować chłopczyka, którego nazywają Damianem. W taki sposób Antychryst staje się uprzywilejowanym członkiem elity, który ma potem przejąć władzę nad światem.
"Omen. Początek" opowiada o tym, jak doszło do narodzenia chłopca ze znamieniem 666. "To dla Ciebie Damian!" - krzyczy Holly, angielska opiekunka Damiana, po czym na oczach zaproszonych gości skacze z okna ze sznurem na szyi. Kultowa scena zostaje pomysłowo i bez efekciarstwa powtórzona przez Stevenson, która jest też współscenarzystką prequela. Tym razem skacze płonąca jak pochodnia młoda zakonnica, składająca hołd innej wybrance diabła.
Historia przybywającej do rzymskiego nowicjatu Amerykanki Margaret Daino (świetna Nell Tiger Free) od samego początku ma swój odrębny od filmu Donnera klimat, ale jednocześnie czuć w każdym stylizowanym ujęciu, że obcujemy z tym samym uniwersum.
Margaret jest sierotą i została wychowana przez instytucje Kościoła. Jej opiekunem jest dobrotliwy hierarcha Lawrence (jak zawsze charyzmatyczny Bill Nighy), który kieruje ją do (z pozoru pełnego miłości) zakonu, zajmującego się takimi jak ona sierotami. Margaret szybko nawiązuje relacje z nastolatką Carlitą (Nicole Sorace). Dziewczyna jest starsza od reszty dzieci i z jakiegoś powodu zostaje odseparowana od grupy. Według relacji zakonnic, jest wyjątkowo agresywna i stwarza problemy. Margaret sama miała podobne problemy w jej wieku, więc w naturalny sposób zbliża się do odrzuconej przez wszystkich dziewczyny.
Czy Carlitę i Margaret łączy coś specjalnego? Gdy Amerykanka poznaje tajemniczego księdza Brennana (Ralph Ineson) zaczyna dostrzegać, że świat, który od dziecka znała, ma w sobie mrok. Wyjątkowo przerażający.
"Omen. Początek" jest stylistycznie zanurzony w latach 70. XX wieku. Tekstura obrazu (zdjęcia Aarona Mortona, który nakręcił też ciekawy horror "Nie ocali cię nikt"), sposób narracji i unikanie oklepanych jump scare'ów budują nastrój godny pierwszego filmu z serii. Otwierająca produkcję scena z kapitalnie niejednoznacznym Charlesem Dancem w roli kasandrycznego księdza jest żywcem wyjęta ze złotego okresu amerykańskiego horroru, gdy na scenę wchodzili De Palma, Carpenter i Craven.
Cała obsada wygląda zresztą, jakby była wyjęta z horrorów tamtego okresu, natomiast sam ksiądz Brennan mógłby skrzyżować krucyfiks z ojcem Karrasem z "Egzorcysty". Stevenson jest zdyscyplinowaną reżyserką i bardzo świadomie buduje paranoiczne napięcie typowe dla kina tego politycznie nerwowego okresu w USA. Nie przez przypadek akcja prequela rozgrywa się w politycznie zawirowanym Rzymie, gdzie niedługo potem zamordowano premiera Aldo Moro.
Jest również nowy "Omen" filmem swoich czasów, gdy wierni odpływają wielkimi falami z Kościoła katolickiego, za co winić nie należy tylko postępującego laicyzmu. Grzechy hierarchów idą z sekularyzacją w parze. A może są jej siłą napędzającą? Hierarchowie z "Omen" są gotowi przecież powołać do życia samego Antychrysta. Na przeszkodzie stają im jednak wyklęci i żarliwie wierzący chrześcijanie, którzy są gotowi na ofiarę w imię walki o prawdziwe i nieskorumpowane dzieło Chrystusa.
Protestancka to teza, ale też mająca swoją wymowę w czasach afer pedofilskich, z którymi walczą przecież również sami katolicy. Pojawia się też w "Omenie" bardzo przewrotne pytanie: czy dokonanie aborcji na Antychryście jest usprawiedliwione w oczach katolika? Rosemary była przerażona oczami swojego dziecka, po czym go jednak utuliła. Tajemnica matczynej miłości jest niezbadana. Nawet jak dotyczy samego szatana.
8/10
"Omen. Początek" (The First Omen), reż. Arkasha Stevenson, USA 2024, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 5 kwietnia 2024 roku.