"Ojciec": W czterech ścianach umysłu [recenzja]

Anthony Hopkins i Olivia Colman w scenie z filmu "Ojciec" /materiały prasowe

"Ojciec" jest projekcją tego, co dzieje się w głowie tytułowego bohatera, granego przez Anthony'ego Hopkinsa, który w filmie Floriana Zellera wyczerpuje szeroki wachlarz emocji: od pajacowania i flirtowania przez rozdrażnienie i wściekłość, aż po rozdzierający smutek i płacz.

"Zagubiona autostrada" (1997) Davida Lyncha, "Być jak John Malkovich" (1999) Spike'a Jonze'a, "Podziemny krąg" (1999) Davida Finchera, "Donnie Darko" (2001) Richarda Kelly'ego, no i oczywiście "Memento" (2000) Christophera Nolana - to tylko kilka przykładów tytułów wpisujących się w szalenie popularny na przełomie XX i XXI wieku nurt tak zwanych mind-game films, przez polskich fanów konwencji określanych czasami mianem "mózgotrzepów", czyli obrazów wikłających widza w pewną grę, każących zastanowić mu się nad statusem świata przedstawionego, niezwykle skomplikowaną narracją oraz stanem mentalnym bohaterów. Teraz do tego grona dołącza przejmujący dramat "Ojciec" (2020) w reżyserii i według scenariusza Floriana Zellera (napisanym wespół z Christopherem Hamptonem i nagrodzonym ostatecznie Oscarem), francuskiego dramaturga, który utworem tym debiutuje za kamerą.

Reklama

Autor, adaptując własną i wielokrotnie nagradzaną sztukę z 2012 roku, relacjonuje historię 80-letniego londyńczyka zapadającego na demencję, którego świat wali się na oczach nie tylko jego, ale i bliskich mu osób oraz, co znamienne, samego widza. Rekonstruowanie fabuły w przypadku tego filmu jest nie tyle karkołomne, co zwyczajnie zbyteczne. Warto jednak wiedzieć, że całość skupia się wokół Anne (Olivia Colman) i jej ojca o imieniu Anthony (w tej roli uhonorowany przez Akademię za ten właśnie występ Anthony Hopkins), który powoli traci kontrolę nad rzeczywistością. Ponieważ kobieta ma zamiar przeprowadzić się do Paryża, musi czym prędzej znaleźć kogoś, kto będzie w stanie zaopiekować się mężczyzną, znosząc przy okazji jego humory i wahania nastroju.

Czy aby faktycznie tego właśnie dotyczy anegdota? Nie to ma największe znaczenie. W jednym z wywiadów reżyser wprost przyznał, że nigdy nie chciał, by jego obraz był li tylko opowieścią, lecz przede wszystkim doświadczeniem. I tym właśnie jest. Zeller wrzuca odbiorcę bezpośrednio do umysłu głównego bohatera, człowieka cierpiącego na Alzheimera, którego życie stało się niekończącym się zamętem. Uczestniczący w seansie widz, przechodzi więc dokładnie przez to, czego doznaje Anthony. Film jest bowiem projekcją tego, co dzieje się w głowie tytułowego rodzica.

Dzięki sięgnięciu po narrację pozornie zależną, opierającą się na niemal stale obecnym na ekranie protagoniście, przez którego świadomość filtrowane są wydarzenia, "Ojciec" jawi się jako silnie zsubiektywizowany horror. Nie ma tu fantastycznych potworów - źródło strachu tkwi zupełnie gdzie indziej. Skoro Anthony nie jest w stanie stwierdzić, co jest rzeczywiste oraz dzieje się tu i teraz, a co jest jedynie wspomnieniem lub wymysłem sparaliżowanej i otępiałej jaźni, również odbiorca nie może tego wiedzieć. Frustracja bohatera udziela się każdemu: i jego rodzinie, i widzowi.

Reżyser droczy się w sposób mistrzowski. Za pomocą tradycyjnych środków mise-en-scène - scenografii i kostiumów - oraz rozwiązań czysto formalnych, a więc na poziomie znakomitego montażu, nie tylko drwi sobie z percepcji oglądającego, ale też - lub właściwie przede wszystkim - stara się za pomocą wpisanego w utwór zagmatwania oddać to, co dotyka osobę z demencją: od drażliwości i agresji po spadek zdolności poznawczych i zaburzenia pamięci. Pewne rozmowy zapętlają się albo przebiegają w nieco zmienionej formie, często z innymi postaciami i w skrajnie różnym natężeniu wrażliwości (przykładem niech będą dwa momenty: ten, gdy na ekranie w roli rzekomej Anne pojawia się zupełnie inna aktorka, a mianowicie Olivia Williams, oraz ten, w którym mężczyzna - w iście komediowym stylu - poznaje swą nową opiekunkę, graną przez Imogen Poots).

To i tak nic. Pytania mnożą się. Czy to aby na pewno mieszkanie Anthony'ego? Wszak wystrój kuchni zmienia się niemal wraz z każdą kolejną sceną. Istny labirynt, niczym u Nolana. Dlaczego córka przez większość czasu na ma sobie tę samą, niebieską bluzkę? Ile czasu w rzeczywistości mija podczas seansu? Dni, tygodnie, miesiące? A może lata?

"Ojciec" to dewastacyjne i brutalne kino z pogranicza dreszczowca, w którym najbardziej przeraża ułomność ludzkiego umysłu. Dla wielu może to być doświadczenie szalenie osobiste, pozostające na długo w pamięci, o ile ta oczywiście nie zacznie zawodzić. Łamigłówka od Zellera nie byłaby jednak aż tak mrożąca krew w żyłach, gdyby nie zniuansowany występ 83-letniego Hopkinsa, wyczerpującego tu szeroki wachlarz emocji: od pajacowania i flirtowania przez rozdrażnienie i wściekłość, aż po rozdzierający smutek i płacz. Wspaniała kreacja!

8/10

"Ojciec", reż. Florian Zeller, Wielka Brytania 2020, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 21 maja 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ojciec 2020
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy