Reklama

"Oculus" [recenzja]: Trauma

W horrorze Mike'a Flanagana obdarzone życiem lustro odmawia pełnienia swojej podstawowej funkcji: nie odbija rzeczywistości, tylko ją wykrzywia, zsyłając na właścicieli szaleństwo. Współgra to z kluczowym dla historii wątkiem pamięci; pamięci, która zamiast konserwować przeszłość, przetwarza ją i zakłamuje.

Wspomnienia - oto największy problem bohaterów filmu, będących rodzeństwem Kaylie i Tima (Karen Gillan i Brenton Thwaites). Jako dzieci byli oni świadkami brutalnego rozpadu małżeństwa rodziców; brutalnego w sensie dosłownym, bo zakończonego masakrą, która uczyniła ich sierotami. Już jako dorośli ludzie muszą raz jeszcze skonfrontować się z tamtymi wydarzeniami - a raczej z własnymi wyobrażeniami na ich temat.

Kaylie, która długie lata spędziła, prowadząc prywatne śledztwo, twierdzi, że za wszystko odpowiedzialne jest lustro, które wisiało w gabinecie ich ojca. Zabytkowy przedmiot przez wiele dekad wędrował od właściciela do właściciela, pozostawiając za sobą śmierć i nieszczęście. Tim, który dopiero co wyszedł ze szpitala psychiatrycznego, woli trzymać się mniej wariackiej wersji wydarzeń. W końcu dorośli ludzie codziennie bywają dla siebie okrutni, po co więc uzasadnienia dla tragedii szukać w świecie cudów i domysłów? To, kto z nich ma rację, rozstrzygnie wizyta w dawnym domu rodzinnym. Kaylie wszystko przygotowała: odnalazła lustro i w towarzystwie kamer zamierza udowodnić całemu światu, że jest ono przeklęte.

Reklama

Dowiadujemy się o tym stopniowo z poszatkowanej narracji, która raz po raz przeskakuje między przeszłością a dniem dzisiejszym. Sprawia to, że "Oculus" zdaje się zawierać w sobie dwa różne filmy: podobną do "Lśnienia" opowieść o ześlizgiwaniu się w szaleństwo i coś na kształt jej sequela (wyobraźcie sobie "Lśnienie 2", w którym dorosły Danny wraca do hotelu Overlook z zapasem dynamitu). Przede wszystkim jednak zabieg ten pozwala twórcom zacierać granice między różnymi wersjami zdarzeń, między prawdą a snami i konfabulacjami. Całość jest pomysłowo i zręcznie zmontowana, w sposób, który stara się podążać za rozbieganą percepcją bohaterów i zalewającą ich falą wspomnień. "Oculus" to film gęsty i pogmatwany - a to już wielki komplement, jeśli tylko weźmie się pod uwagę to, że większość horrorów ma do znudzenia proste fabuły.

Im bardziej film zbliża się do końca, tym więcej starych zjaw wypełnia dom bohaterów. Coraz bardziej wyczuwalny jest też fatalizm historii, mający swoje źródło w przekonaniu, że od przeszłości nie można uciec, że traumy znaczą ludzi na całe życie - i że szamotanie się z nimi prowadzi do kolejnych nieszczęść.

Co ciekawe, "Oculus" jest filmem bardziej inteligentnym niż strasznym, a także lepiej pomyślanym niż zrealizowanym. Sceny grozy to gatunkowa sztampa, a aktorzy nie zawsze są w stanie sprostać emocjonalnemu ciężarowi opowieści: jeśli po Gillan widać jeszcze dobre chęci i duży wysiłek, to partnerujący jej Thwaites wydaje się znajdować cały czas gdzieś obok. Sprawia to, że "Oculus" pozostawia poczucie niespełnienia - jest widmem lepszego, może nawet wielkiego, filmu.

6,5/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Oculus", reż. Mike Flanagan, USA 2013, dystrybutor: Vue Movie Distribution, premiera kinowa: 27 marca 2015 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy