Reklama

"Nowi mutanci": Pożegnanie z X-Men [recenzja]

Komiksowi "Nowi mutanci" byli pierwszym rozszerzeniem serii "The Uncanny X-Men", która w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku biła rekordy popularności wśród fanów opowieści obrazkowych. Tymczasem filmowi stanowią zamknięcie cyklu, który w 2000 roku na dobre rozkręcił modę na adaptacje przygód zamaskowanych mścicieli. W porównaniu do kolejnych części "Avengers", a nawet ostatnich odsłon "X-Men", "Nowi mutanci" wydają się obrazem nader skromnym. Nic dziwnego - to nie jest do końca produkcja superbohaterska.

Komiksowi "Nowi mutanci" byli pierwszym rozszerzeniem serii "The Uncanny X-Men", która w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku biła rekordy popularności wśród fanów opowieści obrazkowych. Tymczasem filmowi stanowią zamknięcie cyklu, który w 2000 roku na dobre rozkręcił modę na adaptacje przygód zamaskowanych mścicieli. W porównaniu do kolejnych części "Avengers", a nawet ostatnich odsłon "X-Men", "Nowi mutanci" wydają się obrazem nader skromnym. Nic dziwnego - to nie jest do końca produkcja superbohaterska.
Główni bohaterowie filmu "Nowi mutanci" /materiały prasowe

Protagoniści filmu Josha Boone'a nie uraczą widzów błyskotliwymi ripostami Iron Mana, humorem Spider-Mana lub pewnością siebie (płynnie przechodzącą w czystą głupotę) Thora. To piątka przerażonych nastolatków. W opanowaniu ich nowoodkrytych zdolności i przepracowaniu tragicznych wydarzeń, które wiążą się z manifestacją mocy, ma im pomóc doktor Reyes (Alicia Braga). Jednak ośrodek, w którym przebywają młodzi ludzie, w niczym nie przypomina instytutu Xaviera. Bliżej mu do opuszczonego szpitala psychiatrycznego rodem z kina grozy.

Reklama

Boone wpisuje w "Nowych mutantów" elementy horroru, jednak nie jest to gatunek dominujący w filmie. Sprowadza się on do ogranych chwytów, które raczej nikogo nie wystraszą. Kluczem okazują się fragmenty serialu "Buffy: Postrach wampirów", który leci gdzieś w tle, gdy bohaterowie wypoczywają. Jego twórca, Joss Whedon, także sięgnął po gatunkowe tropy, jednak przede wszystkim chciał opowiedzieć o troskach związanych z latami nastoletnimi. Podobnie jest w "Nowych mutantach" - niby gdzieś materializują się senne koszmary i po korytarzach ganiają przerażający kuzyni Slender Mana, ale największym przeciwnikiem okazują się młodzieńcze lęki.

Początkowo każdy z nastolatków zdaje się powielać wyeksploatowane stereotypy. Illyana (Anya Taylor-Joy) to buntowniczka, która nikogo nie lubi i gardzi autorytetami, Roberto (Henry Zaga) jest mięśniakiem z bogatego domu, Rahne (Maisie Williams) - nieśmiałą outsiderką, Sam (Charlie Heaton) - poczciwcem z prowincji, w końcu Dani (Blu Hunt) - nową dziewczyną, która musi się odnaleźć w zgranej już grupie. Boone umiejętnie prowadzi relacje między nimi i zderza przeciwstawne charaktery. Szybko ujawnia także kolejne warstwy swych postaci. Szczególnie dobrze wypada Rahne, której moce (i nie tylko) wystawiają na próbę jej religijne przekonania.

Reżyser zdaje sobie sprawę, że jego bohaterowie nie wywodzą się z pierwszego szeregu X-Men i nie ujawnia od razu, jakie niespodzianki skrywają Illyana lub Roberto. Jednak ich zdolności mają dla niego drugorzędne znaczenie. Na pierwszym miejscu zawsze znajdują się emocje, wywodzące się z traum dzieciństwa, dawnego życia (do którego nie ma już powrotu) oraz marzeń, wiążące się między innymi z dołączeniem do drużyny profesora Xaviera. Swoje pięć minut otrzymuje także odkrywana przez młodych ludzi seksualność - chyba najlepiej ukazana na przestrzeni całego kina superbohaterskiego głównego nurtu.

Niestety, największe wady "Nowych mutantów" wynikają ostatecznie z ich przynależności do serii o X-Men. Boone sprawnie wykorzystuje wiedzę pozafilmową przeciwko widzowi i niektóre oczywiste skojarzenia nagle okazują się zupełnie błędne. Gorzej, gdy pojawiają się tropy, które miały być rozwinięte w sequelach filmu - te zapewne nie powstaną z powodu powrotu praw adaptacyjnych do Marvel Studios. Najgorzej, gdy okazuje się, że reżyser nie do końca odnajduje się w kinie czysto superbohaterskim. Świadczy o tym między innymi wymuszona wielka bitwa w finale - zamiast niej wolałbym piętnaście minut kolejnych interakcji między Dani i resztą ekipy (oprócz Reyes - ze swoim nieludzkim spokojem jako jedyna wydaje się karykaturą postaci).

Ostatecznie dzieło Boone'a jest słabym filmem superbohaterskim, średnim horrorem i świetną teen dramą. Dla serii o X-Men stanowi on godne zwieńczenie, dużo lepsze od "Mrocznej Feniks" z 2019 roku. Podobnie jak w komiksach o mutantach Marvela, udowadnia, że ciekawsze historie często wiążą się z tymi mniej znanymi postaciami. Tym większa szkoda, że trylogia "Nowych mutantów" nie dojdzie do skutku.

7/10

"Nowi mutanci" (The New Mutants), reż. Josh Boone, USA 2020, dystrybucja: Disney, premiera kinowa: 26 sierpnia 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nowi mutanci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy