"Noc w Ville-Marie" [recenzja]: Matka i syn

Monica Bellucci w filmie "Ville Marie" /Max Films Media Inc /materiały dystrybutora

Na początku chodzi o nowy film z wielką gwiazdą współczesnego kina, która wraz ze swoim ulubionym reżyserem mierzy się po raz kolejny z historią miłosną. Cukierkowa scenografia, eleganckie kostiumy, toksyczna relacja - jednym słowem murowany sukces. Przy tej okazji słynna Sophie Bernard ponownie odwiedza Kanadę, w której kiedyś mieszkała. Świat z jej przeszłości koncentruje się na jednej dzielnicy Montrealu - Ville Marie. To miejsce przypomina jej o jej ukochanym synu. Ewidentnie nadszedł czas podsumowania - w życiu i na ekranie.

"Noc w Ville-Marie" w reżyserii Guya Edoina to dość pretensjonalna historyjka o przeznaczeniu i miłości rodzicielskiej. W rodzinnej historii Sophie Bernard (Monica Bellucci) pojawiają się też inne, pozornie nieznaczące osoby, które w finale będą miały ogromny wpływ na biografię syna gwiazdy, Thomasa (Aliocha Schneider). Ten młody mężczyzna wychował się tylko ze swoją sławną mamą. Nigdy nie dowiedział się, kto był albo jest jego ojcem. Z okazji kolejnych urodzin mężczyzna postanawia wreszcie zmusić matkę, aby wyjawiła mu tajemnicę.

Reklama

W tym samym czasie Sophie nagrywa kolejne sceny filmu, w którym jednym z głównych wątków jest przemoc seksualna, aborcja i samotne macierzyństwo. Gdzieś w tle pojawia się karetka z ratownikami. Jeden z nich przeżywa traumę wypadku samochodowego. Bardzo potrzebuje bliskości, ale nie umie jej odnaleźć. Tuż obok niego młoda lekarka o imieniu Marie próbuje poradzić sobie z pracoholizmem i pustką.

Nad wszystkim unosi się wspomnienie tragedii - samobójstwa młodej kobiety, która zanim wskoczyła pod ciężarówkę, oddała swojego synka nieznajomemu mężczyźnie na przystanku autobusowym. 

Edoin uparcie mierzy się z tematem współczesnej samotności. W "Nocy w Ville-Marie" chodzi dokładnie o tę samą atmosferę, co we "Wstydzie" Steve'a McQueena. Choć w biografii rodziny Bernard, zamiast ekranów komputerów i szklanych wieżowców, mamy rodzinne tajemnice, wypadki i narrację filmową wielkiej gwiazdy. Jednocześnie próba połączenia wielu, pozornie odległych wątków i postaci automatycznie odsyła do filmów Alejandro Gonzaleza Inarritu, czy chociażby do "Porozmawiaj z nią" Almodovara.

Wymyślona przez twórców "Nocy..." emocjonalna układanka jest niezwykle przewidywalna. Szczególnie wątek filmu w filmie wydaje się być niezwykle naiwną próbą przekonania widza, że wszystko ma swój cykl. Każda trauma kiedyś się kończy. Każda tajemnica musi być w końcu rozwiązana. Te frazesy nie padają wprost w dialogach "Nocy...", ale stanowią fundament filmu Edoina. Niestety, nawet genialna Monica Bellucci nie jest w stanie uratować tej historii o pragnieniu odnalezienia ojca. Poszukiwania kończą się oczywiście sukcesem. W konsekwencji nikt już nie jest sam...

5/10

"Noc w Ville-Marie" [Ville-Marie], reż. Guy Édoin, Kanada 2016, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 29 sierpnia 2016

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Noc w Ville-Marie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy