"Noc w przedszkolu", pełnometrażowy debiut Rafała Skalskiego, autora ciekawych dokumentów (wielokrotnie nagradzane "52 procent"), to film interesujący, chociaż ulepiony niemal wyłącznie ze schematów.
Tytułowa noc przydarzyła się naprawdę. Przedszkole jest eleganckie, prywatne, nazywa się "Promyczek", spotykają się w nim rodzice przygotowujący jasełka. Otrzymujemy pełny, dosyć oczywisty, katalog postaw i charakterów. Rodziców łączy stabilny stan majątkowy, dzielą aspiracje, wykształcenie, postawa społeczna. Od samozwańczej harpii (Lena Góra) - urodzonej karierowiczki, dyscyplinującej resztę; poprzez jej zahukaną powiernicę (Aleksandra Domańska), infantylnego konserwatystę o niezrozumiałych dla reszty poglądach (Dobromir Dymecki), kończąc na kordialnym mężczyźnie udającym drugą, a może już trzecią młodość (Zbigniew Zamachowski), czy na niestabilnej emocjonalnie, cierpiącej na bezsenność "dziewczynce z zapałkami" (Sylwia Boroń). Typów jest zresztą więcej, wszystkie na swój sposób ekstraordynaryjne - aż chciałoby się, żeby w tej wielobarwnej menażerii ktokolwiek był po prostu zwyczajny, zaplątany w tę aferę niejako przez przypadek. I taki, przynajmniej w założeniu, jest Eryk - grany przez Piotra Witkowskiego.
Eryk nie jest rodzicem, jest partnerem matki małego Tytuska. Eryk jest także nieodpowiedzialny, to duży dzieciak (podobnie zresztą jak wszyscy pozostali występujący w filmie "Noc w przedszkolu"). Nie dorósł do odpowiedzialności, jara zioło, chce się bawić, chce pożyć lightowo. Jego dziewczyna, Dorota (Masza Wągrowska), nie ma tak łatwo, zapracowana, nie najlepiej sytuowana, samotnie zmaga się z macierzyństwem. Domyślamy się, że umieściła synka w najlepszym przedszkolu, na które jej nie stać, chłopiec jest trudny, zamknięty w sobie, bywa agresywny, nie pasuje pod każdym względem do nowobogackiego tła, i to nowobogackie tło pragnie się dziecka pozbyć, zwłaszcza że przeciw Tytusowi padają racjonalne argumenty, dotyczące jego zachowań, a także kłopotów finansowych matki. Sprawa jest w zasadzie przesądzona, zamknięta, a dzień przedstawienia gwiazdkowego to idealny moment, żeby to wszystko ogłosić wśród szerokiego grona rodzicielskiego. I wtedy do akcji nieoczekiwanie wkracza Eryk. Walcząc o Tytusa, tak naprawdę zawalczy o siebie, odkryjemy fajnego, odpowiedzialnego faceta w skorupie ziomala na luzie. Naiwne? Na pewno, ale ładnie opakowane i z wdziękiem zagrane.
Prawa logiki filmowej rządzą się swoimi wykładniami, i nawet od realistycznego filmu, jak "Noc w przedszkolu", nie oczekuję, żeby wszystko się ze sobą zgadzało. Dlatego nie mam większych pretensji o to, że niemal każdy argument filmowy można by złamać kontrargumentem logicznym (nad scenariuszem można by naprawdę popracować). W filmie rezygnacja dyrektorki "Promyczka" - cudowna Julia Wyszyńska - urasta do rangi międzyplanetarnej tragedii, a wszyscy rodzice mają niespożyte zasoby wolnego czasu (w okresie świątecznym) i spędzenie wspólnej nocy dla nikogo nie stanowi problemu, dalej - cała sprawa absolutnie nie wydaje się warta świeczki, to wydarzenie średniego kalibru, które w tej filmowej strukturze łamie życiorysy, wywleka na światło dzienne najmroczniejsze sekrety, niszczy związki. I ci gorsza, kończy się pijacką libacją i wielką awanturą.
Podczas seansu, niewątpliwie atrakcyjnego, co jest sporym sukcesem, zważywszy na kameralność opowiadanej historii, ograniczającej się w zasadzie do jednego wnętrza, miałem nadzieję, że losy tych ludzi, bohaterów, nie będą aż tak wobec siebie lustrzane, w gruncie rzeczy bliźniacze. Teza jest bowiem tyleż oczywista, co fałszywa. Zdaję sobie sprawę, że fajerwerki próżności i zdziecinnienia lepiej prezentują się w obrazku, niż socjalne problemy zwykłych ludzi, ale pokazanie bohaterów jako w większości wysoce antypatycznych zdziecinniałych dorosłych, których ego przerasta miłość macierzyńską, ojcowską, i jakąkolwiek inną, jest w odbiorze dosyć męczące. I płytkie. Im więcej atrakcji, asów z rękawa, tym bardziej czekałem na pojawienie się na ekranie Julii Wyszyńskiej, która co prawda popijała whisky z pucharka dla przedszkolaka, ale była realna, nie wymyślona, albo Maszy Wągrowskiej - matki Tytusa, kochającej synka po prostu, bez obudowy genderowo-poglądowo-swawolnej.
Film Rafała Skalskiego na tle przeciętnej produkcji polskiego Netfliksa jest projektem niepozbawionym wad, ale ciekawym, chwilami dowcipnym ("z kogo się śmiejecie?"), chwilami błyskotliwym, w większości dobrze obsadzonym i zagranym. Tyle, że nieprawdziwym. Same wyjątkowe problemy banalnych rodziców. Moje noworoczne życzenie: więcej zwyczajności. Szaleństwa mamy w nadmiarze za oknem.
6/10
"Noc w przedszkolu", reż. Rafał Skalski, Polska 2022, dystrybutor: Netflix, premiera: 28 grudnia 2022 roku.