Jak nakręcić film o tym, co niewyobrażalne? Jak pokazać coś, co zostało pokazane tyle razy, że przestało wstrząsać? Odpowiedź na te pytania znalazł Jonathan Glazer. Jego "Strefa interesów" to luźna adaptacja powieści wybitnego angielskiego pisarz Martina Amisa. Produkcja otrzymała w tym roku pięć nominacji do Oscara.
W "Strefie interesów" o Auschwitz opowiada się, nie pokazując miejsca kaźni prawie wcale. Centrum akcji jest stojący tuż za jego murami dom, zamieszkiwany przez komendanta Rudolfa Hössa (Christian Friedel) wraz z rodziną. Widz obserwuje codzienność wysoko postawionego funkcjonariusza SS, jego żony Hedwig (Sandra Hüller) i pielęgnowanej przez sztab niań i gospoś gromadki dzieci.
To jasny, wypełniony starannie posadzonymi przez Hedwig kwiatami, ogród, w którym bawią się brzdące, basen, wokół którego organizowane są bankiety dla znajomych, przytulnie urządzone dziecięce pokoiki z pastelowymi meblami. I tylko łuna ognia, nieznośnie jasna nawet w środku nocy, widoczna zza szczelnie zaciągniętych w domu zasłon przypomina, co jest tuż za murem. To rzeczywistość, od której Hedwig bardzo chce się odgrodzić. "Za murem są Żydzi" - mówi Hedwig matce podczas wizyty, tak jakby narzekała na zbyt imprezowych sąsiadów - niewygoda, trochę problem, ale da się z tym żyć. "Posadziliśmy bluszcz z nadzieją, że wyrośnie i ich zasłoni" - tłumaczy.
"Strefa interesów" to pierwszy od dekady film Jonathana Glazera, Brytyjczyka o żydowskich korzeniach, znanego z między innymi takich tytułów, jak "Sexy Beast" (2000), "Narodziny" (2004), a przede wszystkim wizjonerskiego "Pod skórą" ze Scarlett Johansson (2013). Twórca sięga po charakterystyczne dla siebie rozwiązania. Czyste, starannie zakomponowane, ascetyczne kadry, długie ujęcia to dzieło Łukasza Żala, doskonałego polskiego operatora, twórca zdjęć między innymi do "Idy".
Film to polska koprodukcja - rolę producentki pełniła doskonale znana w Cannes z m.in "Zimnej wojny" utytułowana Ewa Puszczyńska, a Polaków wśród ekipy było więcej - m.in. scenografki Joanna Kuś i Katarzyna Sikora czy kostiumografka Małgorzata Karpiuk.
Podobnie jak we wcześniejszych obrazach Glazera niezwykle sugestywny jest też dźwięk. Starannie utrwalono brzmienie przestrzeni, w której poruszają się bohaterowie, mikrofonowi nie umknie żadna mucha, pszczoła czy szum traw. Jednocześnie ogromne wrażenie robi muzyka Micy Levi, niebinarnej osoby kompozytorskiej, nominowanej do Oscara między innymi za muzykę do filmu Pablo Larraína "Jackie". Podobnie jak w "Pod skórą" obok niepokojących dźwięków o charakterze akompaniamentu, w audiosferze pojawią się pulsujące, głuche uderzenia, jakby nie z tego świata. W filmie z Johansson było to uzasadnione pochodzeniem bohaterki-kosmitki. Tutaj być może sygnalizują one mrok rozciągającego się zaraz za płotem świata duchów, pod który Höss codziennie ze służbistym entuzjazmem podkłada ogień.
W dzisiejszym świecie, tak zmęczonym bezpośrednimi przedstawieniami przemocy, bardzo trudno jest znaleźć język, który poruszy widza. Szczególnie, jeśli chodzi o temat wielokrotnie przez kulturę przetwarzany i reinterpretowany, tak, jak obozowa śmierć. Jako widzowie rozumiemy wagę tego dramatu, wiemy, że był to koszmar, ale jednocześnie widzieliśmy na ten temat tyle filmów i seriali, że bardzo trudno jest za każdym razem reagować równie silnie.
Tu mamy całkowite usunięcie wizerunków obozowego dramatu, zamknięcie tego, co niewyobrażalne i ostateczne w symbolicznych obrazach gęstego dymu z komina w niepowstrzymaną i wszechobecną falę krzyków przedzierających się przez pielęgnowane przez panią Höss w przydomowym ogródku rośliny. Zestawienie tego z uporządkowaną, wręcz sielankową egzystencją Hössów, przecież w pełni świadomych tego, w jakiej machinie są trybami, a jednak skupionych przede wszystkim na swoim dobrostanie, traktujących rozgrywający się przy ich pomocy tuż za ogrodzeniem dramat jako pracę, która może zapewnić jedzenie na stole, dobry dom czy awans. Oto sposób, by o Holokauście opowiedzieć, jeżąc włos na głowie. Bo jeśli da się zracjonalizować ten koszmar, to chyba da się zracjonalizować wszystko, każde zło.
Glazerowi udało się zrobić film, który wyrywa z odrętwienia i przypomina, że zło nigdy nie jest banalne. Że zło ma twarz, że może wyrosnąć na każdym gruncie. To wysublimowany artystycznie, świadomy w każdym calu i świetnie skonstruowany, ale przede wszystkim przeszywający film, który stopniowo coraz mocniej wciska widza w fotel. I choć ten uścisk obrazu jest niewygodny, choć boli, chce się go wytrzymać - do końca.
9/10
"Strefa interesów" (The Zone of Interest), reż. Jonathan Glazer, Wielka Brytania, USA, Polska 2023, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 8 marca 2024 roku.