Niemcy? Dziękuję!
"Almanya", reż. Yasemin Şamdereli, Niemcy 2011, dystrybutor: Spectator, premiera kinowa: 6 stycznia 2012
Integracja na wesoło! Taki był prawdopodobnie główny cel powstania filmu "Almanya", który został pokazany m.in. na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Berlinie. Niemiecka reżyserka tureckiego pochodzenia Yasemin Şamdereli postanowiła stworzyć historię tureckiej mniejszości w niemieckim społeczeństwie w filmowej pigułce. Mamy aż trzy generacje emigrantów, "kraj mlekiem i miodem płynący", czyli Turcję plus sporą ilość stereotypów obśmiewanych na lewo i prawo, co momentami wywołuje konsternację.
W tym chaotycznym światku tureckiej rodziny pojawia się problem identyfikacji. Najstarsze pokolenie: dziadkowie (Huseyin-DeDe i Fatma-NeNe) wreszcie otrzymują niemieckie paszporty. Ich "Deutsch" nie jest najlepszej jakości, ciągle wspominają turecką ojczyznę, obowiązkowo przestrzegają zasad swojej religii, ale nie wtrącają się w życie rodzinne własnych dzieci. Na jednym z familijnych obiadów najmłodsza latorośl pyta o pochodzenie. W trakcie szkolnej lekcji chłopiec zapytany o miejsce pochodzenia, wskazał Anatolię. Niestety nie było jej na szkolnej mapie. Na dokładkę najmłodszy wnuczek nie mówi ani słowa po turecku. Takim oto sposobem historia rodziny zostaje przypomniana we wspomnieniowej opowieści. Emigracja lat siedemdziesiątych, samotne życie tureckich robotników, sprowadzenie rodziny itp. Jednocześnie Huseyin postanawia zorganizować dla wszystkich podróż do Turcji. W końcu nigdzie nie poznasz tak dobrze swoich korzeni jak w rodzinnym kraju.
"Almanya" to połączenie wrażliwości filmów Kusturicy i "Amelii" Jeuneta. Jest "przaśnie", zabawowo, ale koniec końców przesłanie to prawie "boskie" przykazanie, jak żyć w multikulturowym społeczeństwie. Wspomnienia dotyczące problemów językowych nowo przybyłych, niechęć do "niemieckiej" toalety i legendarny "gruby Niemiec" to tylko niektóre lokalne przyśpiewki, z których korzysta reżyserka filmu. W tym bajkowym świecie oprócz przejaskrawionych niemieckich urzędników lubujących się w pracach stricte biurowych, mamy też cudowne tureckie krajobrazy, tradycyjne jedzenie, stroje i - jak to zwykle bywa - konflikty pokoleń. "Starzy" nie chcą pozwolić na asymilację, ale w końcu "pękają". Nowa "ojczyzna", niczym w propagandowym manifeście, jest przyjazną przystanią, w której zawsze można znaleźć swoje miejsce.
Każda "orientalna" baśń filmowa musi zawierać wszystkim znaną "cepelię", która w przypadku "Almanyi" jest naprawdę imponująca. W tak spreparowanej historii tureckiej emigracji brakuje jeszcze wątku Miss Niemiec tureckiego pochodzenia, która, rzecz jasna urodziła się w Niemczech, ale jej korzenie to niebywały skarb. Gdyby nawet przymknąć oko na momentami kuriozalne dowcipy a la "Turek nie wiedział, że wyprowadza się psy na smyczy", pozostaje kwestia "tożsamości". Mniejszość turecka w filmie Samdereli dziękuje Niemcom za "możliwość godnego życia", ale wciąż wspomina przeszłość. A wszystko to w duchu europejskiej integracji i zrozumienia ...
4,5/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!