"Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków": Realizm magiczny, realistyczna magia [recenzja]
Zamieszkujący ziemie Federacji Rosyjskiej Maryjczycy przeoczyli nadejście dyktatury racjonalizmu. W poświęconym im filmie Aleksieja Fedorczenki widzimy, jak na tle współczesnych autostrad i blokowisk wciąż modlą się do drzew i rozmawiają z leśnymi demonami.
"Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków" to zbiór dwudziestu sześciu nowelek. Jeśli podzieli się przez tę liczbę czas trwania filmu, wyjdzie, że na każdą z nich przypadają średnio cztery minuty - twórcom mniej więcej tyle czasu wystarczy, aby opowiedzieć historię z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Jedne nowelki są lepsze, inne gorsze, a jeszcze inne zupełnie niepotrzebne, ale wszystkie realizują swój cel: mówią coś o kulturze Maryjczyków. Razem układają się w spójny i jak najbardziej pochlebny portret.
Jak zapowiada tytuł, w centrum każdej z opowieści znajduje się jakaś maryjska kobieta. Obojętne, czy jest ona młoda czy stara, dojrzewająca czy już dojrzała, każda ma imię zaczynające się na literę "O" - literę, która, wedle słów reżysera, symbolizuje koło życia. To koło obraca się tutaj wokół romansu. Bohaterki uwodzą mężczyzn, uciekają przed nimi, walczą o nich i cierpią z ich powodu - adresatami większości ich działań są właśnie przedstawiciele płci brzydkiej. W jednej z ostatnich historii dziewczynka, która dostała pierwszej miesiączki, zgodnie z maryjskim zwyczajem wędruje przez wieś, dmąc w róg i informując w ten sposób wszystkich o swoim wkroczeniu w dorosłość. Niczym w jakimś trącącym myszką spocie reklamowym widzimy, jak na ten dźwięk uśmiechają się kolejni jurni chłopcy. Koło życia znów się obróciło.
Romans wiąże się tutaj z naturą, a natura - z magią. Element niesamowity pojawia się już w pierwszych nowelach, jednak jest on tylko sugerowany, będąc bardziej obiektem wiary niż namacalnym faktem. Jedna bohaterka modli się do drzewa, ale w odpowiedzi słyszy jedynie trzeszczenie; inna uprawia miłość z wiatrem, ale wygląda to w ten sposób, że dziewczyna po prostu stoi na szczycie pagórka z rozstawionymi nogami i powiewającą wokół nich sukienką. W pewnym momencie, bez żadnego ostrzeżenia, przechodzimy jednak na drugą stronę lustra. W lesie pojawiają się włochate olbrzymy, pochwy zaczynają wrzeszczeć, a trupy wstają z grobów i ruszają na podbój Moskwy. To feeria ustaje tak szybko, jak się zaczęła, i w ostatnich partiach filmu z powrotem wracamy do znanego i bezpiecznego świata. Zupełnie, jakby ta cała magia była tylko złudzeniem.
To wszystko - wiarę, tradycję i nowoczesność - Fedorczenko stara się pokazać w jak najmniej pretensjonalny sposób. I w tym, o dziwo, tkwi największa słabość "Niebiańskich żon...". Tak jak w epilogu, w którym podniosłą ludową melodię zastępuje nagle dzikie disco, tak w czasie reszty filmu na prawie każdą piękną i niesamowitą scenę przypada jeden - mniej lub bardziej udany - żart. Aż chciałoby, aby w niektórych momentach nastrój grozy czy dziecięcego zachwytu potrwał trochę dłużej, ale ten zawsze szybko pryska przekłuty szpilą ironii.
6/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków" (Niebiesne żeny ługowych Mari), reż. Aleksiej Fedorczenko, Rosja 2013, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 17 stycznia 2014
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!