Południe Francji. Elegancki kabriolet mknie drogą tuż nad morzem. W środku para - małżeństwo. Przystojny mężczyzna w okularach i kobieta w ekstrawaganckim kapeluszu w cętki. Jadą bez słowa. Niby chodzi o wakacje, ale od początku wiadomo, że Lazurowe Wybrzeże to tylko kolejna próba wyjścia z małżeńskiego impasu. Coś jest ewidentnie nie tak.
Od takiego obrazka zaczyna się "Nad morzem" - trzeci film w reżyserskim dorobku Angeliny Jolie Pitt. Tym razem Jolie zdecydowała się stanąć także przed kamerą. U jej boku zagrał jej mąż. Jako para wrócili na ekrany po dziesięciu latach od "Pana and pani Smith". Ten powrót zdecydowanie nie jest triumfalny.
We wcześniejszych filmach w reżyserii Angeliny Jolie kanwą scenariusza były zawsze wydarzenia historyczne - tematy tabu. W przypadku jej debiutu "Krainy miodu i krwi" punktem odniesienie była wojna w byłej Jugosławii i los kobiet narażonych na przemoc seksualną w trakcie konfliktu zbrojnego. W "Niezłomnym" reżyserka skoncentrowała się na wyjątkowej biografii, która miała rzekomo odbijać zmiany historyczne II połowy XX wieku. Tym razem najważniejsza jest toksyczna relacja małżeńska, którą napędza mroczna tajemnica.
Lata siedemdziesiąte XX wieku. Vanessa (Angelina Jolie) i Roland (Brad Pitt) przyjeżdżają do Francji na urlop. On jest pisarzem - szuka weny. Ona kiedyś była tancerką, ale teraz zajmuję się "istnieniem" tu i teraz. Kiedyś byli parą królewską Nowego Jorku. Teraz czują się trochę jak na emeryturze. W końcu wszystko już było, wszystko już się wydarzyło i na dokładkę ich małżeństwo trwa już czternaście lat. On pije, ona łyka środki psychotropowe i tak to się toczy z dnia na dzień w pięknych wnętrzach, na cudownym francuskim wybrzeżu. Stagnację przerywa para nowożeńców (Melanie Laurent i Melvil Poupaud), którzy mieszkają w pokoju obok. W ścianie dzielącej pokoje znajduje się otwór, przez który można podglądać zakochanych - świetny pretekst do tego, żeby wreszcie pokonać stupor.
"Nad morzem" miało być hołdem dla kina europejskiego spod znaku Michalangelo Antonioniego czy Bernardo Bertolucciego. Trudno nie dostrzec inspiracji i odwołań do m.in. "Przygody", "Ostatniego tanga w Paryżu", czy "Ukrytych pragnień". Świat francuskiego wybrzeża lat 70. został pieczołowicie odtworzony. Od okularów, po wystrój w nadmorskim barze. Wszystko jest jak należy - niczym w muzeum tamtej epoki. Marki światowych projektantów oślepiają - YSL, Louis Vuitton itd. Każdy kadr to pocztówka vintage albo wystylizowane zdjęcie modowe z magazynu "Vogue" - oczywiście edycja francuska. W tej krainie estetycznej perwersji, gdzie zachwycać ma nawet ramiączko od jedwabnej koszuli nocnej, toczy się piekielnie pretensjonalna i napuszona historia.
Jolie i Pitt grają figury umęczonych kochanków na emeryturze. Raz są jak Bonnie i Clyde, raz jak Alex i Dan z "Fatalnego zauroczenia". Między nimi wisi jakaś potworna tajemnica, która blokuje możliwość porozumienia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie dialogi w scenariuszu autorstwa Jolie Pitt to popis naiwności i absurdu. Aż wstyd cytować poszczególne kwestie - prawdy objawione, które wygłaszają bohaterowie.
Najbardziej rażące w "Nad morzem" jest jednak chyba samo przesłanie filmu w reżyserii Jolie. Dramat kobiety w depresji, która kompletnie nie potrafi zaakceptować otaczającej jej rzeczywistości, w finale zostaje po prostu sprowadzony do poziomu następnej literackiej narracji. Histeria Vanessy staje się inspiracją do powstania kolejnej powieści. Jednocześnie pozostawia absmak. Jej cierpienie w genialnej stylizacji vintage nie znaczy w tym momencie już zupełnie nic. Tragedia bogatych laleczek, sztuczne odwołania do kina europejskich mistrzów ze szczyptą obowiązkowej perwersji - i to by było niestety na tyle.
3/10
"Nad morzem" (By the Sea), reż. Angelina Jolie Pitt, USA 2015, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 20 listopada 2015