"Morderstwo w hotelu Hilton" [recenzja]: Arabska wiosna w filmie noir

Fares Fares w scenie z "Morderstwa w hotelu Hilton" /materiały dystrybutora

Kino noir na wysokim poziomie. Skorumpowani politycy, buzujące rewolucją miasto. Mroczny Kair i fantastyczny w roli detektywa Fares Fares. "Morderstwo w hotelu Hilton" Tarika Saleha to dość nieoczekiwana propozycja z... północy.

Szwedzki reżyser Tarik Saleh zadebiutował w długim metrażu wizualnie intrygującą, futurystyczną "Metropią". "Morderstwo w hotelu Hitlon" wzoruje się na klasyce kina noir i wiele też czerpie z tradycji szwedzkich kryminałów. Salehs nadaje jednak filmowi swój osobisty artystyczny pazur.

Fares Fares (jeden z najbardziej znanych aktorów po drugiej stronie Bałtyku, z równie znanego filmowego klanu Faresów) wciela się w samotnego, cynicznego policjanta Noredina z Kairu. W hotelu Hilton pokojówka odnajduje zwłoki piosenkarki raczej lekkich obyczajów. Tropy prowadzą Noredina w świat polityki, korupcji, walki o władze. Jest rok 2011. Rozpoczyna się arabska wiosna.

Reklama

"Morderstwo w hotelu Hilton" wiele zawdzięcza Romanowi Polańskiemu, zwłaszcza "Chinatown". Salehs inteligentnie czerpie inspirację z mistrzów kina noir, ale opowiada na swoich artystycznych warunkach. Kamera porusza się niespiesznie. Na pierwszą scenę akcji również przyjdzie nam poczekać. Wiele uwagi zostaje za to poświęcone codziennej rutynie detektywa.

Warto jednak oddać się temu niespiesznemu rytmowi. Saleh świetnie buduje napięcie swojej historii, a przede wszystkim konstruują ją na wielu poziomach. To nie tylko historia śledztwa, ale dokumentacja pewnych procesów społecznych i politycznych.

7/10

"Morderstwo w hotelu Hilton", reż. Tarik Saleh, Szwecja, Niemcy, Dania 2017, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa 1 grudnia 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy