"Mój sąsiad Adolf": Żyd i Hitler grają w szachy [recenzja]

Udo Kier i David Hayman w filmie "Mój sąsiad Adolf" /materiały prasowe

Komedia z nazizmem w tle nie jest niczym szokującym w dzisiejszym kinie. O ile jeszcze w 1997 roku Roberto Benigni mógł swoją wybitną i osadzoną w obozie koncentracyjnym tragikomedią "Życie jest piękne" wzbudzać kontrowersje, to w erze ostemplowanej przez "Jojo Rabbit" Taiki Waititiego nic w holokaustowym kinie specjalnie nie oburza. Izraelsko-polski "Mój sąsiad Adolf" jest filmem, który doskonale się wpisuje w wizję Benigniego i Waititiego. To zabawne, prowokacyjne, ale też mądre kino.

"Mój sąsiad Adolf": Trochę jak... "Sami swoi"?

Marek Polsky (David Hayman) jako jedyny z żydowskiej rodziny przetrwał drugą wojnę światową. Teraz mieszka samotnie w odciętej od świata wsi gdzieś w Kolumbii, dokąd uciekł przed europejską traumą Holokaustu. Gra w szachy i podlewa ukochane czarne róże. Wszystko się zmienia, gdy do domu obok wprowadza się tajemniczy Niemiec Herzog (Udo Kier), którego pies (owczarek niemiecki rzecz jasna) pierwszego dnia niszczy Polsky’emu kwiaty.

Zaczyna się od sąsiedzkiej awantury a la Pawlak i Kargul, ale szybko przeradza się ona w coś mroczniejszego. Gdy ukryty za długą siwą brodą i ciemnymi okularami Herzog odsłania oczy, Marek rozpoznaje w nim... Adolfa Hitlera, którego spotkał osobiście na mistrzostwach szachowych w 1934 roku. W Argentynie Mossad porwał właśnie Adolfa Eichmanna, więc Polsky udaje się do izraelskiej ambasady, by podzielić się szokującym odkryciem. Odbija się od ściany niewiary w to, że Hitler żyje, więc sam zatapia się w śledztwo, mające schwytać symbol zła. Polsky nie tylko obserwuje sąsiada, badając z biografiami Hitlera w ręku kolejne specyficzne cechy sąsiada, ale wchodzi z nim w osobistą relacje. Sąsiedzi codziennie grają ze sobą w szachy.

Reklama

"Mój sąsiad Adolf": Gorzki wymiar komedii

"Mój sąsiad Adolf" to bardzo ekumeniczna produkcja. Reżyserem jest Rosjanin Leon Prudowski, a producentami są Polacy i Żydzi. Izraelsko-polsko-kolumbijska ekipa kręciła film w Kolumbii i Warszawie. Film ma wparcie PISF, a za zdjęcia odpowiada jeden z najciekawszych polskich operatorów (zdjęcia m.in. do klimatycznego horroru "Babodook" Jennifer Kent) Radek Ładczuk. Muzykę skomponował zaś Łukasz Targosz.

Nie dziwię się, że dystrybutor reklamuje ten film jako wersję "Samych swoich" Chęcińskiego. Koncepcja komedii o walczących ze sobą sąsiadach jest wpisana w klasykę polskiego kina, ale przecież również Amerykanie mają swoje komediowe klasyki o sąsiedzkiej vendetcie, jak choćby "Na przedmieściach" Joe Dantego. Do tego dochodzi cała spuścizna historii o nazistach ukrywających się w obu Amerykach, na czele z "Uczniem Szatana" na podstawie Stephena Kinga czy niedawnym serialem "Łowcy" z Alem Pacino, gdzie w finale widzimy ukrywającego się w Ameryce Południowej Führera. Co ciekawe w Hitlera wcielił się tam... Udo Kier.

"Mój sąsiad Hitler" mógł skręcić w stronę szalonej komedii pomyłek z rozciągniętym gagiem o zdesperowanym Żydzie, który chce zdemaskować Niemca, przypominającego mu prześladowcę jego rodziny. Zamiast tego dostajemy poruszającą i bardzo uniwersalną historię traumy, jakiej ocalały z Holokaustu nie może z siebie zrzucić. Humor jest tutaj absurdalny i inteligentnie prowokacyjny - w końcu Żyd i Hitler (?) grają w szachy przy polskiej (sic!) wódce!

Komediowy wymiar jest bardzo gorzki, a chemia między Haymanem i Kierem wzbija ten film na wyższy poziom niż bezpretensjonalna opowiastka, której twórcy zerkają na "Bękarty wojny", gdzie Tarantino bezczelnie i frywolnie przepisał historię wojny z nazistami. W pewnym momencie na dalszy plan odchodzi to, czy Herzog jest rzeczywiście ukrywającym się Adolfem Hitlerem. Ważny jest pojedynek szachowy dwóch samotnych mężczyzn, którzy kryją w sobie tajemnicę i muszę poradzić sobie ze swoimi traumami.

Czy Żyd naprawdę pragnie zobaczyć w sąsiedzie Hitlera, czy jednak boi się zemsty? Czy każdy tajemniczy Niemiec w Ameryce Południowej lat 60. X wieku to nazista? Hayman wzrusza jako Żyd, który nie jest w stanie przeżyć oczyszczenia duszy po wojennej traumie, natomiast jak zawsze demonicznie charyzmatyczny Kier intryguje w każdej scenie przeszywającym spojrzeniem. Finał tej potyczki naprawdę mnie zaskoczył swoim... paradoksalnym prawdopodobieństwem. No i te czarne róże, które będą miały swoją oczyszczającą moc!

7/10

"Mój sąsiad Adolf" (My Neighbor Adolf), reż. Leon Prudovsky, dystrybutor: Velvet Spoon, premiera kinowa: 9 czerwca 2023 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama