W swoim najnowszym filmie, adaptacji dwóch bestsellerów, które pobiły cały świat, Felix Van Groeningen, twórca nominowanego do Oscara "W kręgu miłości", przedstawia opartą na faktach historię Davida Sheffa i jego burzliwej relacji z uzależnionym od narkotyków synem Nikiem. W prezentacji problemu używek reżyser nie idzie w psychodeliczne jazdy znane z "Trainspotting" czy upadek do kolejnych kręgów piekła w rodzaju "Requiem dla snu". Zamiast tego obserwuje wpływ walki z uzależnieniem na narkomana i jego najbliższych.
Sheff senior (Steve Carell), uznany dziennikarz, o uzależnieniu syna dowiaduje się, gdy ten nie wraca przez dwa dni do domu. Widząc u Nika (Timothée Chalamet) oczywiste znaki odurzenia, zabiera go do kliniki odwykowej. Tam dowiaduje się, że syn – z którym relacja wydawała mu się idealna – jest uzależniony od szeregu narkotyków na czele z metamfetaminą. David próbuje zrozumieć Nika i pomóc mu – jednocześnie nie ograniczając jego wolności. Z kolei Nic przeżywa lepsze i gorsze chwile. Kolejne powroty do narkotyków coraz bardziej oddalają go od ojca.
Do uzależnienia swojego syna David podchodzi w stylu dziennikarza starej szkoły – po rozpoznaniu problemu pieczołowicie zbiera dane. Rozmawia z narkomanami i lekarzami, poszukuje nowych informacji w internecie, w pewnej chwili sam próbuje nawet nielegalnej substancji. Wszystko to nie zbliża go nawet o krok do zrozumienia swojego dziecka. Walka z uzależnieniem ukazana jest przez Van Greoningena jako niemożliwa do wygrania i wyniszczająca dla obu stron, a wypracowana w bólach ulga okazuje się najwyżej chwilowa.
Reżyser nie wychodzi w prezentacji historii Sheffów ponad przeciętność. Na początku trochę bawi się chronologią, ale zaraz wraca do naturalnego porządku prowadzonej nieśpiesznie narracji. Niestety, Van Groeningen czasem sięga także po środki wręcz banalne. Szczególnie razi scena, w której David przegląda zeszyt syna, wypełniony rysunkami przedstawiającymi stopniowy postęp jego uzależnienia.
Na szczęście słabości scenariusza i reżyserii rekompensuje dwójka odtwórców głównych ról. 23-letni Chalamet w roli zagubionego młodzieńca raz jeszcze udowadnia, że jest jednym z najbardziej utalentowanych aktorów młodego pokolenia. Jeszcze większe wrażenie robi Carell. Znany z serialu "Biuro" aktor już dawno udowodnił, że w dramatycznym repertuarze odnajduje się równie dobrze co w komediowym. Rola w "Moim pięknym synu" stanowi być może jedną z najlepszych ról w jego karierze. Wyciszoną, kumulującą emocje do momentu, gdy logiczne rozwiązania przestają mieć rację bytu, a sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna.
Dwójka aktorów wygrywa nawet najbardziej sztampowe sceny. I właśnie dla nich warto obejrzeć film Van Greoninga. Niestety, w pozostałych kwestiach jest on wybitnie nie wybijający się. Nie jest to na szczęście dzieło na poziomie telewizyjnej produkcji ku przestrodze, ale potencjał i oczekiwania były naprawdę wysokie. Tymczasem dostajemy film "jedynie" poprawny. Ale za to koncertowo zagrany.
6/10
"Mój piękny syn" (Beautiful Boy), reż. Felix Van Groeningen, USA 2018, dystrybucja: M2 Films, polska premiera: 4 stycznia 2019 roku.