"Mięso" [recenzja]: Bez umiaru
W przypadku "Mięsa" można odnieść wrażenie, że cofamy się w czasie. Bynajmniej nie chodzi o przeniesienie do innej epoki albo kostium historyczny. W filmie Julii Decournau widać jak na dłoni wpływy takich twórczyń jak Marina de Van czy Claire Denis. Powrót do brutalnej opowieści o ciele kawałkowanym, rozkładanym na czynniki pierwsze to oczywiście nawiązanie do podgatunku body horroru, ale jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że Decournau odtwarza rzeczywistość kreowaną przez wspomniane wyżej artystki. Wraca do tych wątków i próbuje opowiedzieć tę historię raz jeszcze.
"Mięso" zaskoczyło widzów i krytyków już w trakcie tegorocznego festiwalu w Cannes. Film pokazano w sekcji Tydzień Krytyków. Spotkał się on z bardzo entuzjastycznym przyjęciem.
Najczęściej opisuje się go, zaczynając od postaci wegetarianki o imieniu Justine (Garance Marillier), która zostaje zmuszona do spożycia mięsa - dokładniej podrobów. Od tego momentu jej ciało zaczyna płatać figle. Najpierw koszmarna wysypka, następnie totalny głód. Ta przemiana dokonuje się w atmosferze początku roku szkolnego na uczelni wyższej - kierunek weterynaria. Zresztą młoda bohaterka pochodzi z rodziny weterynarzy. Na tej samej uczelni studiuje również jej starsza siostra Alexia (Ella Rumpf).
Zmiany w ciele Justine są ściśle powiązane z nowym etapem w jej nastoletnim życiu. Ducournau zdecydowała bowiem, że jej body horror będzie rozgrywał się w środowisku studentów, wśród których istnieje hierarchia roczników i tradycje "chrztu dla pierwszaków". Dzięki temu nie ma problemu z akceptacją dużej ilości krwi, mięsa itp. Gdzieś w tle pojawiają się ludzkie trupy. Wszyscy szaleją w trakcie orgii organizowanych w szpitalach. Dokładnie tak jak w filmach o przerwach semestralnych i młodzieżowych wyjazdach integracyjnych.
Najprościej opisać "Mięso" przypinając mu łatkę filmu o szukaniu granic swojego pożądania i budzeniu się dzikiej kobiecości. Z jednej strony racja, z drugiej - rama gatunkowa w filmie Decournau jest tak mocna, że naprawdę trudno pozbyć się wrażenia, że najważniejsze jest spiętrzenie scen gore. I nie ma w tym nic złego!
Jednocześnie przywołane na początku reżyserki, które prawdopodobnie inspirowały reżyserkę i scenarzystkę "Mięsa", traktowały body horror jako rzeczywiście platformę do opowiedzenia o ciele jako o przestrzeni walki o władzę w patriarchalnym społeczeństwie. Bohaterki Decournau nie zajmują się takimi sprawami. Tak jakby nie było już takiego problemu. Między słowami pojawia się wątek stosunku do zwierząt i praw kobiet, ale bardziej jak slogan - bezpieczne rozwiązanie dramaturgiczne.
Pochłanianie bez umiaru to dla obu sióstr wymarzony stan. Codzienność wiąże się zatem z ograniczeniem swojej natury. Ta natura pozostanie do końca tajemnicą, co nie jest wadą, ale rzeczywiście powoduje, że "Mięso" momentami staje się filmem z przesłaniem, którego nikt nie jest w stanie rozpoznać. Sytuację ratują dwie genialne role brutalnych sióstr i to właśnie one pozostaną w pamięci widzów.
7/10
"Mięso" (Raw), reż. Julia Ducournau, Włochy, Francja, Belgia 2016, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 22 września 2017 roku.