​"Miasto": Ucieczka od zwyczajności [recenzja]

Bartłomiej Topa w filmie "Miasto" /Marcin Szpak / Kino Świat /materiały prasowe

Marcin Sauter od pierwszej sceny oferuje widzowi emocjonalne ujęcia i daje znać, że emocje te nie będą trzymały go w kryminalnym napięciu. Historia inżyniera wiodącego szare, zwyczajne życie, będzie dokumentalnym niemal obrazem ucieczki od niespełnienia do świata wyobraźni, a przez tę psychologiczną podróż odbiorcę prowadzić będzie świetna muzyka Jerzego Rogiewicza, melancholijne obrazy i operowe motywy.

"Miasto" jest fabularnym debiutem Marcina Sautera. Reżyser, który do tej pory sięgał w swojej twórczości po dokumenty, tym razem podjął się realizacji kryminału. I choć film rzeczywiście skupia się wokół wątku morderstwa, na tym gatunek ten zdaje się kończyć swój żywot. Nie znajdziemy w nim bowiem typowych dla kryminału nieoczekiwanych zwrotów akcji i trzymających w napięciu emocji. Nie będziemy zastanawiać się również, jak rozwiąże się sprawa morderstwa, bo wątek kryminalny jest tylko tłem narracyjnym filmu. Znajdziemy natomiast efemeryczne obrazy i głęboką warstwę emocjonalną bohaterów.

Film opowiada historię inżyniera, Marka Pełki (Bartłomiej Topa). Wykłada on na politechnice i nie ma wątpliwości, że pracy tej zwyczajnie nie lubi. Jego ucieczką od szarej rzeczywistości jest pisanie, które przenosi go do innego świata - w przenośni i jak okaże się później, dosłownie. Ma zwyczajną, kochającą rodzinę, jednak w warstwie rzeczywistej nie dowiemy się o niej zbyt wiele. Żona, grana przez Karolinę Gruszkę, która w warstwie wyobrażeń literackich stanie się później śpiewaczką z kawiarni lat dwudziestych, jest kochającą kobietą, która dba o swojego męża. Niezwykła jest jej metamorfoza aktorska w trakcie filmu - jest tak samo przekonująca zarówno w roli gospodyni domu, jak i diwy kina noir.

Reklama

Bartłomiej Topa, który wcielił się w główną postać, choć przez większość filmu jest bardzo statyczną postacią, to jego aktorski magnetyzm nie pozwala na znudzenie się bohaterem. W początkowej scenie poznajemy też dorastającą córkę i syna w wieku szkolnym, który towarzyszy ojcu w wyjeździe na zjazd literatów. Wyjazd ten jest jednocześnie ucieczką od pracy wykładowcy i początkiem sennych wyobrażeń niespełnionego pisarza, podsycanych w dodatku dużą ilością alkoholu.

Wędrówka do nierzeczywistego wątku rozpoczyna się od czytania przez głównego bohatera swojemu synowi początku książki "Zabić docenta", nad którą właśnie zaczął pracować. Jest ono pomostem pomiędzy szarym życiem inżyniera a pełnym blichtru, tajemniczości i jednak wciąż pełnym samotności światem. W nim inżynier staje się detektywem, który ma rozwiązać zagadkę morderstwa, będącego wstępem książki Marka Pełki, a inżynierowa staje się śpiewaczką, do której wzdychają wszyscy mężczyźni.

W wędrówkach po meandrach wyobraźni głównemu bohaterowi towarzyszy czarny charakter - gangster grany przez Roberta Więckiewicza. Biorąc pod uwagę możliwości aktora i jego wcześniejsze kreacje, trzeba stwierdzić, że w tej roli jest zbyt łagodny. W tym sennym świecie trudno nie odnieść wrażenia, że reżyser przenosi nas do Ameryki lat dwudziestych XX wieku, choć jesteśmy w przedwojennych, bydgoskich kamienicach. Wyobcowanie bohaterów, ich wewnętrzne niespełnienie i pewnego rodzaju nieobecność przywołują na myśl obrazy Edwarda Hoppera - tam postaci są równie wyalienowane, zawieszone w nierzeczywistej przestrzeni. Choć w pewnym momencie historia zaczyna nieco nużyć, to nie znika zaangażowanie w emocje targające głównym, podwójnym bohaterem. Jego niespełnienie i poszukiwanie szczęścia, otulone znakomitymi zdjęciami wielokrotnie nagradzanego Piotra Rosołowskiego, angażują na tyle mocno, że ulotnienie się kryminalnego charakteru przestaje mieć znaczenie.

Ciekawym zabiegiem reżyserskim są też projekcje, na które zbierają się mieszkańcy kamienicy z miasteczka. Na obrazach wyświetlanych na ścianie budynku, pojawia się śpiewaczka (Karolina Gruszka), a podkład muzyczny stanowi aria "Un bel dì vedremo" z opery "Madame Butterfly". I tak jak w operze aria ta jest modlitwą o powrót ukochanego, tak w filmie również można odnieść wrażenie, że użycie tego utworu było niejako próbą przywołania do powrotu do świata rzeczywistego Marka Pełki. Warta wspomnienia jest także muzyka Jerzego Rogiewicza, która idealnie oddaje senny, melancholijny klimat fabuły, momentami angażując uwagę jeszcze bardziej niż sam obraz.

Czy wątek nierzeczywisty, przeważający w filmie, to ucieczka od kompleksów i niespełnienia Marka Pełki? A może są to jego chorobliwe omamy? Przenikające się warstwy utrudniają odpowiedzi na te pytania. Jeśli ktoś wybiera się na film z nadzieją na nieoczekiwane zwroty akcji, będzie odliczał czas do końca seansu. Jeśli natomiast otworzy się na głębsze, choć nie tak wyraziste emocje, które film ma do zaoferowania, wyjdzie z kina zadowolony. Genialne zdjęcia i muzyka nie są tylko ładnym opakowaniem filmu, ale adekwatnie korespondują z jego fabułą.

Katarzyna Drelich, Interia

7/10

"Miasto", reż. Marcin Sauter, Polska 2021, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 25 czerwca 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Miasto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy