​"McQueen" [recenzja]: Brzydal w świecie piękna

Kadr z filmie "McQueen" /materiały prasowe

Posłuchajmy nowej wersji starego mitu: oto młody buntownik dzięki talentowi i pracy staje się światowej sławy artystą, aby koniec końców zostać pożartym przez wewnętrzny mrok. Brytyjski projektant mody Lee Alexander McQueen był jednym z wielu przeklętych herosów popkultury. Dokument Iana Bonhôte i Petera Ettedgui jest zrealizowaną z rozmachem i wyczuciem kroniką jego życia.

Mit McQueena ma jeden nad wyraz na wskroś ludzki, wręcz przaśny aspekt. Na większości archiwalnych materiałów, które pojawiają się w filmie, bohater nie wygląda bynajmniej jak stereotypowy reprezentant swojego fachu; daleko mu do dystyngowanych i charyzmatycznych figur, jakie można zobaczyć w "Nici widmo" Paula Thomasa Andersona i serialu "Zabójstwo Versace".

Obdarzony pulchną buzią i zwalistą posturą, poruszający się w rozkołysany i niezgrabny sposób, mężczyzna przypomina raczej rapera, który nie zdążył nabrać gwiazdorskiego szyku i za bardzo lubi stołować się w fast foodach.

Reklama

Zwykły chłopak o karierze jak z bajki; brzydal w świecie piękna. W trakcie seansu obserwujemy, jak w swoich kolejnych kolekcjach McQueen demoluje estetyczne kanony. Modelki jako ofiary morderstw i gwałtów, modelki zmienione w ulicznice. Stopniowo jego styl staje się coraz bardziej ceniony. W międzyczasie McQueen przechodzi metamorfozę, chudnie i przystojnieje, zaczyna prezentować się jak rasowy celebryta. Będąc wzorowym człowiekiem sukcesu i self-made manem, nie czuje się jednak szczęśliwy.

Tragedia McQueena jest równocześnie zrozumiała i na swój sposób tajemnicza, tak jak tajemnicze bywają przypadki osób, które decydują się popełnić samobójstwo. Wiemy, że coś głęboko w nim uległo awarii, ale nie jesteśmy w stanie poznać tego procesu; to zbyt indywidualna i intymna kwestia.

Autorzy filmu na szczęście nie proponują uniwersalnego klucza do jego biografii, czegoś w rodzaju "różyczki" z "Obywatela Kane'a" Orsona Wellesa, słowa-testamentu, w którym jak w pigułce ma rzekomo zawierać się prawda o tytułowym magnacie prasowym. Byłoby to bezczelnością, jeśli nie po prostu głupotą. Zamiast tego dostajemy szeroki wachlarz faktów i opinii.

Szczególnie interesująca jest refleksja nad twórczością bohatera. Film pozwala zobaczyć w niej coś więcej niż pusty wybryk, zaadresowany do dekadenckiej i niezbyt rozgarniętej publiki, jak często odbiera się tego rodzaju modowe szaleństwa. Wypowiedzi poszczególnych postaci, przybierające często formę mini-wykładów, wyjaśniają inspiracje McQueena. Historia i literatura. Fermentujące w duszy pokłady bólu. To wszystko zmienione w ekscentryczne stroje, mające budzić zarówno zachwyt, jak i konsternację.

7/10

"McQueen", reż. Ian Bonhôte, Wielka Brytania 2017, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 20 lipca 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: McQueen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama