Reklama

Matka, żona... i dziwka

"Ewa", reż. Adam Sikora i Ingmar Villqist, Polska 2010, dystrybutor Spectator, premiera kinowa 23 września 2011 roku.

Biblijna Ewa, pramatka ludzkości zrodzona z żebra Adama, skuszona przez węża zerwała jabłko z drzewa poznania dobra i życia, popełniając tym samym pierwszy grzech. Współczesna Ewa, pełnokrwista bohaterka filmu Adama Sikory i Ingmara Villqista, dopuszcza się grzechu nie z chęci złamania zakazu, ale z konieczności.

Kamera panoramuje ponure familoki, zabrudzone ulice, zatrzymuje się na smutnych twarzach. Spośród nich wyłania dwójkę głównych bohaterów, Erwina (Mastalerz) i Gizę (Lubos-Święs). On właśnie stracił pracę w kopalni i bezskutecznie próbuje znaleźć sobie nowe zajęcie, ona staje przed szansą wyciągnięcia rodziny z impasu finansowego, dostając zatrudnienie u eleganckiej bizneswoman. Czar pryska, kiedy nowa zwierzchniczka okazuje się właścicielką agencji towarzyskiej, a bohaterka sama dostaje propozycję nie do odrzucenia.

Reklama

''Ewa'' pozornie może się wydać filmem nieznośnie stereotypowym. Mamy tu bowiem sztampowy dla polskiego kina obraz śląskiej biedy, ukonstytuowany nie tyle przez filmy fabularne, które czasami w tej pejzaż starają się wpisać bajkowe historie (vide: ''Benek'' Glińskiego czy ''Drzazgi'' Pieprzycy), ale dokumenty, takie jak ''Boże ciało'' autorstwa Adama Sikory zresztą. Ale oto, w kontraście do familoków, możemy zaobserwować tu kiełkującą, nowoczesną metropolię, pnące się ku niebu katowickie wieżowce, co nie jest już popularne w tzw. ''filmach śląskich'', a jednocześnie zwraca uwagę na ogromne społeczne nierówności tego regionu.

Z jednej strony oglądamy szablonowy obraz rozpadu rodziny, ale z drugiej - twórcy nie odbierają Gizie i Erwinowi prawa do walki o godny byt. Oboje starają się zapewnić rodzinie przyzwoite perspektywy, co z tego jednak, skoro realia nie pozwalają zrobić tego w normalnych i humanitarnych warunkach.

''Ewa'' nie jest tylko dramatem kobiety - żony i matki, która nie zdzierżywszy myśli o powrocie do nędzy, decyduje się na prostytucję. Ciche przyzwolenie Erwina na zaistniałą sytuację jest jednym z najbardziej przejmujących wątków filmu. On także w pewien sposób wystawia swoje ciało na próbę, jest zmuszony do pracy za grosze w biedaszybach, co nieomal przypłaca życiem.

Wszystkie emocje, jakie towarzyszą bohaterom, są wygrane niezwykle subtelnie. Mimo społecznego zacięcia i publicystycznego tonu, film Sikory i Villqista jest pozbawiony histerii, tak bardzo charakterystycznej dla polskiego, ''społecznego'' kina właśnie.

"'Ewa'' w opisie rzeczywistości i charakterystyce postaci operuje przede wszystkim obrazem, w czym zasługa zapewne Sikory, wybitnego operatora m.in. filmów Majewskiego. Oszczędny dialog, jeśli już jest, cieszy, ponieważ obraz w całości został nakręcony w gwarze śląskiej. Nie nachalnej i eksploatowanej w celu wywołania śmiechu u nie-Ślązoków, ale adekwatnej i bardzo naturalnej (większość aktorów to urodzeni Ślązacy).

Zbagatelizowana przez ''Gdynię'', a doceniona w Nowym Jorku, pełna znakomitych obserwacji i rzadkiej w polskim kinie intymności ''Ewa'' wchodzi do kin prawie półtora roku po pierwszych festiwalowych pokazach. Późny debiut pięćdziesięciolatków (!), Sikory i Villqista, mimo tej sporej obsuwy zasługuje jednak na uwagę i dobre przyjęcie.

7,5/10


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Adam Sikora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama