"Matka siedzi z tyłu": W toksycznej relacji z martwą matką [recenzja]

"Matka siedzi z tyłu" /Aurora Films /materiały prasowe

Film "Matka siedzi z tyłu" w polskich kinach można oglądać od 5 stycznia. Główny bohater podróżuje przez Islandię ze swoją martwą matką na tylnych siedzeniach samochodu. Mimo że kobieta nie żyje, Jón nie potrafi uwolnić się od wyrzutów, które słyszał z jej ust przez całe życie. Chociaż film promowany jest jako czarna komedia, nie brakuje w niej depresyjnych momentów, które skłaniają do refleksji zarówno bohatera, jak i widza.

Jón (Pröstur Leó Gunnarsson), mężczyzna w średnim wieku, mieszka ze swoją wiekową matką (Kristbjörg Kjeld). Spędzają razem większość czasu, robią na drutach, słuchają audycji radiowych, nagranych na kasetach. Jego pasją jest fotografia. Pewnego dnia matka Jóna umiera. Jej ostatnim życzeniem była podróż z Fiordów Zachodnich na południowe wybrzeże. Mężczyzna pakuje zwłoki na tylne siedzenie starego samochodu i wyrusza w drogę.

Reklama

"Matka siedzi z tyłu" to kino drogi w islandzkim stylu. Obraz walki z traumami oraz demonami z przeszłości sportretowany w czerni i bieli. Chociaż film zapowiadał się na głęboką refleksję psychologiczną w klimacie "slow cinema", rozczarowuje finalnymi wyborami fabularnymi.

"Matka siedzi z tyłu": W toksycznej relacji z martwą matką

"Matka siedzi z tyłu" promowana jest jako czarna komedia. Początek filmu zdecydowanie nie zwiastuje, że ten film uderzy w jakiekolwiek tony komediowe. Jón przeżywa żałobę, związaną ze śmiercią matki. Został całkowicie sam. Towarzyszką staje się jego pasja - fotografia. Zdjęcia odgrywają bardzo ważną rolę w jego życiu. Odbitki są zobrazowaniem wspomnień minionych lat, a sam aparat to narzędzie do uwieczniania ważnych chwil.

Czarny humor jest wplatany niepostrzeżenie. Na przykład w momentach, gdy ludzie, których spotyka Jón w drodze na południowe wybrzeże pytają, co się stało z jego zastygłą na tylnym siedzeniu samochodu matką. Mężczyzna wprost odpowiada: "Jest martwa", i absolutnie na nikim nie robi to wrażenia, ani nie wzbudza zdziwienia. Reżyser Hilmar Oddsson w ten sposób pozwala nam poznać specyficzną naturę Islandczyków.

Główny bohater filmu musi rozliczyć się z przeszłością i dręczącymi go nieprzepracowanymi wspomnieniami, traumami. Wreszcie ma ku temu okazję, bo matka, która przez całe życie go przytłaczała, nie żyje. Chociaż jest martwa, Jóna przez większość drogi dręczą jej kąśliwe uwagi, na przykład na temat jego byłej ukochanej, czy dotyczące jego niezdarności. Przez całe życie był pod tak silnym jej wpływem, że nie potrafi wymazać z pamięci raniących go słów, którym nie potrafił się sprzeciwić. Spotyka na swojej drodze osoby, które skłaniają go do refleksji nad przeszłością. Powoli uwalnia się od widma toksycznej matki.

"Matka siedzi z tyłu": Oszczędny w słowach, bogaty w obrazy

Film "Matka siedzi z tyłu" momentami przybiera bardzo depresyjne tony. Balansuje na granicy marzenia sennego, można się zastanawiać, co jest rzeczywistością, a co wyimaginowaną wizją. Jest interesujący, dopóki trzyma się motywu widma dominującej matki. Niestety, w drugiej połowie filmu nie da się uniknąć znużenia. Zaczynamy się zastanawiać, co właściwie twórca chce nam przekazać? Wybory w końcówce nie są spójne z historią pokazaną wcześniej. Dla wielu mogą okazać się niemałym zaskoczeniem, dla mnie są kompletnie rozczarowujące.

"Matka siedzi z tyłu" to nie kino dla każdego. Jest oszczędny w słowach, dlatego łatwo traci skupienie i zainteresowanie widza. Koneserzy "powolnego kina" będą rozkoszować się w zachwycających zdjęciach. Chociaż Islandia została pokazana minimalistycznie w czerni i bieli, widza uderza bogactwo oszałamiających krajobrazów.

6.5/10

"Matka siedzi z tyłu", reż. Hilmar Oddsson, polska data premiery: 5 stycznia 2024 r.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Matka siedzi z tyłu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy