Reklama

"Masz talent!" [recenzja]: Telewizja nas wyzwoli

Dla młodych i utalentowanych najbardziej przygnębiająca bywa szara codzienność. W filmie "Masz talent" tzw. zwykły żywot nie ma rzeczywiście nic wspólnego z marzeniami.

Maleńkie miasteczko na końcu walijskiego świata i jego do bólu banalni mieszkańcy, którzy w większości pracują w lokalnej hucie. Od rana ciężka, fizyczna praca, potem dom, dzieci i czasem piwko w jednym z pobliskich pubów. Paul Potts ewidentnie nie pasuje do tego środowiska. Jako jedyny marzy o czymś "artystycznym", przez co cierpi katusze od najmłodszych lat. Wszystko, jak w taniej historyjce o konsumpcyjnym raju, o którym śnią miliony, a dostają się tylko ci nieliczni.

"Masz talent" to filmowa "drobnostka" - produkt uboczny. Powstał na podstawie brytyjskiego programu rozrywkowego "Got Talent". Trzech jurorów i tysiące ludzi, którzy na różne sposoby próbują przekonać tych trzech ważniaków, że po prostu są kimś. Wśród nich niepozorny, zdenerwowany Paul Potts, który zachwyca widownię arią "Nessun Dorma" . Wszyscy płaczą, a Paul w mgnieniu oka staje się gwiazdą. Ot tak, telewizja wyzwala go ze złego snu małej mieścinki.

Reklama

W filmie Frankela nie ma żadnego zaskoczenia. Trochę żałosny, momentami naiwny maniak operowy, który marzy o śpiewaniu na największych scenach Europy nie realizuje swoich marzeń wśród profesjonalistów. Elity go odrzucają, a pomocną dłoń wyciągają telewizyjni potentaci liczący na wysokie słupki oglądalności. W tej smutnej pseudosatyrze najgorzej wypada obrazek "zwykłych" mieszkańców mieścinki Paula. Trochę zabawni, momentami zwariowani, ale jednak klasowo zdecydowanie niżej sytuowani, co uniemożliwia im jakiekolwiek zmiany. Jedyny ratunek to popkulturowe zabawy telewizyjne, dzięki którym ci "dzicy" z przedmieść i wsi dają uciechę innym, robiąc z siebie pośmiewisko. Jeden na milion sięga gwiazd.

Naprawdę trzeba mieć nie lada wyobraźnię, żeby porównywać "Masz talent" Frankela do Billy'ego Elliota" Daldry'ego. I bynajmniej nie chodzi tutaj o hierarchizowanie bohaterów, tym bardziej ich artystycznych umiejętności. Filmowy Paul Potts to modelowa "bestia", która w bajce zmienia się w księcia ku uciesze tłumów, dla dobra koncernów medialnych i w końcu, aby potwierdzić trwałość społecznych podziałów. W tej historii potencjał emancypacyjny pozostaje na poziomie zerowym. "Pokraczny" bohater obowiązkowo upada, załamuje się, poświęca i w końcu upokorzony odnosi sukces. Od samego początku towarzyszy mu wierna druga połówka, która kiedy trzeba haruje na kilka etatów, ale wierzy, że warto zrobić wszystko krok po kroku, żeby zrealizować marzenia. W miasteczku Paula bowiem tylko on jest wyjątkowy i walczy o lepszy żywot - reszta wyraźnie nie ma na to ochoty.

Na dodatek trudno traktować "Masz talent", jako udaną komedię. Rzeczywiście Paul spektakularnie zderza się z samochodami, gada bzdury po włosku i wiernie odgrywa rolę lokalnej ofiary. Do znudzenia dopasowuje się do gatunkowych klisz. Na koniec staje się jednym z "wybranych" i nawet jego koślawy buzia przestaje śmieszyć widownię. W końcu miliony telewidzów liczą na perlisty uśmiech swojego gwiazdora. O krzywym zgryzie nie ma mowy.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Masz talent!" ("One Chance"), reż. David Frankel, USA, Wielka Brytania 2013, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 21 lutego 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy