Reklama

"Masz ci los!": Rodzinne rabowanie grobu [recenzja]

W "Na noże", genialnym kryminale Raina Johnsona z 2019 roku, jednym z wątków są niesnaski między krewnymi zamordowanego pisarza, którzy spierają się o spadek po zmarłym. Chociaż światopoglądowo znajdują jak najdalej od siebie, łączy ich chęć, by położyć ręce na fortunie zmarłego. Całość była zapakowana w pomysłową intrygę kryminalną, a każda z postaci wydawała się niepowtarzalna. "Masz ci los!" nie jest polskim remakiem amerykańskiego hitu. Między obiema produkcjami można zauważyć jednak sporo podobieństw oraz zastanowić się: dlaczego Amerykanom wyszło a rodzimym twórcom w ogóle?

W "Na noże", genialnym kryminale Raina Johnsona z 2019 roku, jednym z wątków są niesnaski między krewnymi zamordowanego pisarza, którzy spierają się o spadek po zmarłym. Chociaż światopoglądowo znajdują jak najdalej od siebie, łączy ich chęć, by położyć ręce na fortunie zmarłego. Całość była zapakowana w pomysłową intrygę kryminalną, a każda z postaci wydawała się niepowtarzalna. "Masz ci los!" nie jest polskim remakiem amerykańskiego hitu. Między obiema produkcjami można zauważyć jednak sporo podobieństw oraz zastanowić się: dlaczego Amerykanom wyszło a rodzimym twórcom w ogóle?
Izabela Kuna w filmie "Masz ci los!" /Kino Świat /materiały prasowe

"Masz ci los!" również zaczyna się od śmierci. Zmarłym jest mieszkający na prowincji Józef (Mikołaj Grabowski). Jego kontakt z potomstwem był w ostatnich latach minimalny. Córka Halina (Izabela Kuna) podrzucała tylko syna na lato, starszy syn Adam (Piotr Głowacki) gdzieś zaginął, a młodszy Leszek (Rafał Rutkowski) nie przyjeżdżał od paru lat, bo daleko i pandemia, a tak w ogóle to mu się średnio chciało. Teraz wszyscy pragną jak najszybciej pochować ojca i wrócić do swoich spraw. 

Reklama

Sytuacja zmienia się, gdy wychodzi na jaw, że Józef przed śmiercią trafił szóstkę w totka. Zaraz zaczyna się dzielenie nagrody i rodzinne pojednanie. Jest tylko jeden problem - zmarły miał szczęśliwy kupon w kieszeni marynarki, w której został pochowany. Tu pojawia się problem: jak wykopać dziadka z grobu, żeby to było w miarę legalne albo przynajmniej nikt się nie przyczepił?

"Masz ci los!": Kabaretowe scenki, sprane dowcipy

Twórcy "Na noże" opowiadali o hipokryzji ideologicznie skłóconej rodziny poprzez sprytnie i starannie zaplanowany kryminał. Czwórka scenarzystów "Masz ci los!" nie bawi się w kino gatunkowe. Z przywar najbliższych Józefa śmiejemy się dzięki startym kliszom i kabaretowym scenkom. Halina i jej mąż (Robert Wabich) żyją na wsi, są wierzący i z pogardą podchodzą do wszelkich nowości. Leszek mieszka w dużym mieście, jego żona (Sonia Bohosiewicz) jest popularną influencerką, a swą działalność założył dzięki pieniądzom majętnego teścia. Różnice między nimi są jednak podstawą do jedynie kilku spranych dowcipów. 

Nie można uciec od wrażenia, że twórcy w pierwszej części filmu bliżsi są perspektywie miastowych. Większość żartów wymierzona jest w członków rodziny pochodzących z małych miast i wsi. Tak oto otrzymujemy proste "heheszki" z pokazowej religijności, niezrozumienia social mediów, ministranta fałszującego na pogrzebie, familijnych obiadów i osiedlowych małych sklepów. Niestety, jest to o wiele za długie przetwarzanie dowcipów z brodą. Takie nagromadzenie kosztem popchnięcia fabuły do przodu, pogłębienia charakterystyki postaci lub zrobienia czegokolwiek zaskakującego nie bawi, zwykle żenuje, a przede wszystkim ogromnie nudzi.

Gdy w końcu mamy zawiązanie akcji, a wszyscy okropni krewni Józefa orientują się, że został on pochowany razem z wartym miliony losem, film mógłby stać się ciekawy. Niestety, twórcy przez długi czas nie chcą opuścić domu, w którym ma miejsce stypa. Wszyscy bohaterowie zaczynają spiskować, kumać się z jednymi, by wykluczyć z podziału wygranej innych - ale żaden z nich tak naprawdę nie działa, by zdobyć drogocenny papierek. Zamiast tego mamy dużo wódki, a bohaterowie wyzbywają się swoich cech charakteru, by obnażyć się przed nami jako chciwe i - co zabójcze dla narracji - bierne samoluby. 

Twórcy nie mają zresztą pomysłu, jak wpiąć w intrygę wszystkie postaci. Połowy z nich pozbywają się więc na różne mało kreatywne sposoby. Najmłodsi przedstawiciele rodziny znikają w lesie, a bohaterka Bohosiewicz spędza połowę filmu przed telewizorem. Do tego dochodzą kolejne osoby, często zbędne dla historii, jak komendant straży pożarnej i jego nieszczęśliwa żona.

Nieudolnie rozciągnięty do 85 minut filmowy półprodukt

Tak oto toczy się ta historia, w której wszyscy są zachłanni, zakłamani, okropni, a pod koniec nikt niczego się nie uczy. Nie ma w niej nic atrakcyjnego. Zaznaczę, że naprawdę nie wymagałem kryminalnej intrygi jak z "Na noże". W "Masz ci los!" nie ma nawet dawnych zaszłości między bohaterami, jakiejś ciekawej historii, którą moglibyśmy odkryć podczas walki o kupon. Zamiast tego trzydzieści minut zgranych żartów, czterdzieści durnowatych knowań zakrapianych wódką i przeplatanych przekleństwami, a na koniec absurdalny finał, z którego i tak nic nie wynika. 

Film Mateusza Głowackiego jest nie tylko nieudaną komedią ze zmarnowanym społecznym zacięciem. To półprodukt, jeden pomysł, który został nieudolnie rozciągnięty do 85 minut. Niecałe półtorej godziny, a po seansie byłem zmęczony jak po całym wieczorze z najgorszymi ludźmi na świecie.

3/10

"Masz ci los!", reż. Mateusz Głowacki, Polska 2023, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 3 lutego 2023

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Masz ci los!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy