Reklama

"Lada dzień": Film za bardzo zaangażowany [recenzja]

W czasach, kiedy kino gejowskie straciło już niemal swoją emancypującą mniejszości ambicję, a toczone przezeń historie niczym nie różnią się od tych o heteroseksualnych bohaterach poza tym, że układ kobieta-mężczyzna zostaje zamieniony na mężczyzna-mężczyzna, Travis Fine właśnie przy jego użyciu decyduje się zabrać głos w słusznej sprawie. Szkoda tylko, że teza tego filmu świeci z ekranu już od pierwszych scen. Bez niej "Lada dzień" mógłby okazać się wcale niezłym dramatem.

Reżyser akcję umiejscawia w latach 70. XX wieku w homofobicznych Stanach Zjednoczonych. Bohaterami są tu Rudy Donatello (świetny Alan Cumming), utrzymujący się z występów w nocnych klubach jako drag queen, i Paul Fliger (Garret Dillahunt), wzięty prawnik. Ich pierwsze spotkanie z pozoru jest zupełnie przypadkowe, ale nie dla widza, który już wie, że lada dzień tę dwójkę połączy coś więcej niż łóżkowe igraszki. Okazji dostarcza zniknięcie sąsiadki, matki jedenastoletniego Marco (Isaac Leyva), chłopca z zespołem Downa. Kiedy okazuje się, że kobieta trafiła za kratki, a nastolatka zabrała opieka społeczna, Rudy rozpoczyna walkę z bezdusznym systemem o prawa do opieki nad nim, w czym oczywiście pomaga mu Paul.

Reklama

Co łatwo przewidzieć, droga krzyżowa bohaterów będzie prowadzić przez upokorzenia i szykany ze strony trzymających status quo decydentów. Niestety, reżyser ma słabość do podkreślania ich koszmarnego położenia poprzez ilustracyjną, łzawą muzykę i dość banalny montaż kiczowatych scen ze świąt z tymi najbardziej dramatycznymi, rozgrywającymi się na sądowej sali. Irytująco wypadają też czarno-białe postaci, przypisane według zasady: dobry trzyma z gejami, zły występuje przeciwko nim. W ten sposób film trafia w koleiny amerykańskich wyciskaczy łez, z których nie będzie w stanie się uwolnić już do samego końca.

Ale może właśnie, paradoksalnie, dzięki takiej formie obraz ma szansę spełnić swoją rolę? Oczywistym jest, że - wbrew pozorom - nie jest przecież adresowany do homoseksualnej publiczności. Ta ukazane w filmie niedole zna aż za dobrze z otaczającej ją rzeczywistości. Odbiorcami w zamyśle twórców są raczej głusi na nie lub nieświadomi ich istnienia amatorzy tanich wzruszeń, a, jak wiadomo, to grupa dość liczna nie tylko w Stanach Zjednoczonych, gdzie film powstał. Wydaje się, że to ich światopogląd "Lada dzień" może przeorać. Co pozostaje dla uświadomionej reszty? Na pewno kapitalny występ Alana Cumminga. Kojarzony raczej z komercyjnymi hitami w rodzaju "X-Men" gwiazdor daje tu popis swoich umiejętności aktorskich i wokalnych. Jego kreacja jest jedynym wyważonym elementem w tym przesadnie zaangażowanym filmie.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Lada dzień" ("Any Day Now"), reż.Travis Fine, USA 2012, dystrybutor: Mayfly, premiera kinowa: 6 września 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama