"Kryptonim Polska": Prawy do lewego [recenzja]

Borys Szyc w scenie z filmu "Kryptonim Polska" /materiały prasowe

"Nie będzie niczego" - przekonywał przed kilkunastu laty pewien mieszkaniec Białegostoku w trakcie swojej prezydenckiej kampanii, a właśnie w tym mieście rozgrywa się akcja fabularnego debiutu Piotra Kumika. Oglądając zwiastun "Kryptonimu Polska", obawiałem się, że słowa te mogą okazać się w kontekście filmu prorocze. Na szczęście coś w nim jednak jest.

Szlachetna była sama intencja, by opowiedzieć o Polsce, która za sprawą polityków i lansowanej przez nich narracji podzielona jest dzisiaj na dwa skrajne obozy. Wyzywające się od najgorszych, gardzące sobą nawzajem, a zamiast jakiejkolwiek próby dialogu okopujące się jeszcze mocniej na przyjętych przez siebie pozycjach. Akcja filmu nieprzypadkowo zresztą rozgrywa się w Białymstoku, miejscu, gdzie - jak przekonuje chociażby Marcin Kącki w swoim znakomitym reportażu - nie tylko disco polo, ale też prawicowe, nacjonalistyczne ruchy mają się wyjątkowo dobrze.

Reklama

Lokalnym narodowcom przewodzi w filmie charyzmatyczny Roman, w którego rolę wciela się Borys Szyc. Aktor odnajdujący się świetnie nie tylko w repertuarze dramatycznym, ale i mający spory talent komediowy, czego ta kreacja jest kolejnym dowodem. Pech chciał, że z Romanem więzami rodzinnymi połączony jest Staszek (Maciej Musiałowski). Chłopak, któremu piłkarską karierę w "Jadze" pokrzyżowała poważna kontuzja i zmuszony jest szukać nowego sposobu na życie. Inaczej podejrzliwi (także odnośnie do jego orientacji seksualnej) rodzice nie dadzą mu spokoju, a pokój wciąż będzie dzielił z piętnastoletnią siostrą. Drugi obóz - "lewaków"/"libków"/"Warszawkę" - zwał, jak zwał, reprezentuje z kolei Pola (Magdalena Maścianica). Dziewczyna po przejściach, która decyduje się, przynajmniej na chwilę, wrócić w rodzinne strony.

Historia rodzącego się uczucia pomiędzy reprezentantami antagonizujących ze sobą obozów to temat stary jak świat. W połączeniu z krzywym zwierciadłem, w jakim przygląda się dzisiejszej Polsce reżyser, krył się w tym całkiem spory potencjał. Chwilami niestety mocno niewykorzystany, bo można odnieść wrażenie, że od głównego, wydawałoby się, tematu Kumika co rusz odciągają sytuacyjne żarty, dykteryjki czy językowe "popisy". Wykorzystuje zresztą do tego szereg wydarzeń, o których głośno było w ostatnich latach w mediach, jak chociażby zorganizowanie urodzin Hitlera ze słynnym tortem ze swastyką ułożoną z wafelków. I o ile pomysłowi ośmieszania neonazistów i zawłaszczenia przez nich pojęcia patriotyzmu można tylko przyklasnąć, o tyle poziom dowcipów jest bardzo nierówny, a chwilami kojarzyć się może z rodzimą sceną kabaretową. Niby się śmiejemy, ale często niestety z zażenowania.

"Kryptonim Polska", a przynajmniej jak przekonuje promujący go plakat, ma ambicję rozbawić cały kraj. Z tym może być kłopot, ale pomijając bardzo rzetelne kreacje - od wspomnianego Szyca, przez epizod Piotra Cyrwusa, po interesujące aktorskie odkrycie w osobie Magdaleny Maścianicy, w tym filmie są naprawdę niezłe momenty. Choć przejaskrawione, to w soczewce skupiające, w jak absurdalnej rzeczywistości przyszło nam dzisiaj funkcjonować. Zdradzające też w gruncie rzeczy dużą troskę i wrażliwość reżysera na to, o czym opowiada. Bo chociaż to komedia, zakończenie filmu, jakże prawdziwe, wzbudzać może autentyczny niepokój. Niejednokrotnie już filmowcy udowadniali, że śmiech bywa świetną formą odreagowania oraz trafiającym w punkt komentarzem do wielkiej polityki. Jednak pod warunkiem, że nie jest to pusty śmiech. A z tym tutaj bywa różnie.

5/10

"Kryptonim Polska", reż. Piotr Kumik, Polska 2022, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa 2 września 2022 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kryptonim Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama