"Królowa wojownik": Kino oscarowe [recenzja]

Viola Davis w scenie z filmu "Królowa wojownik" /materiały prasowe

Po ogłoszeniu nominacji do Oscarów spośród produkcji pominiętych przez Amerykańską Akademię Sztuki Filmowej najczęściej wymieniano "Kobietę wojownik" Giny Prince-Bythewood. Kino kostiumowe z wielką historią w tle, silna bohaterka na pierwszym planie, w fabule wątki feministyczne i antykolonialne - no, teoretycznie powinno być kilka szans na złote statuetki. Jednak coś poszło nie tak i nominacji brak. Seans rozwiewa wszelkie wątpliwości, dlaczego tak się stało.

"Kobieta wojownik" nie jest epickim kinem historycznym spod znaku "Bravehearta - Walecznego serca" Mela Gibsona. Bliżej jej do biografii w rodzaju "Gry tajemnic" Mortena Tylduma lub "Teorii wszystkiego" Jamesa Marsha - rozwleczonych, topornych, łopatologicznych. Opowieść o afrykańskim królestwie Dahomej i kobiecym oddziale Agojie to materiał na fantastyczny film. Niestety, zamiast niego dostajemy przegadane dzieło, tak poważne, że aż popadające w autoparodię.

Reklama

Główną bohaterką jest Nanisca (Viola Davis), generał stojąca na czele Agojie. Gdy wojska wrogo nastawionego imperium Oyo ponownie najeżdżają wioski należące do Dahomeju, wojna wydaje się nieunikniona. W tym celu generał musi uzupełnić braki w armii. Wśród młodych rekrutek znajduje się niedająca sobie w kaszę dmuchać Nawi (Thuso Mbedu). Jej porywczość początkowo irytuje Naniscę. Oczywiście ich relacja zmienia się diametralnie wraz z rozwojem fabuły.

"Królowa wojownik" jest fatalnie napisanym filmem. Przez większość czasu bohaterowie mówią: co robią, dlaczego to robią, co ich spotkało w przeszłości, co ich łączy z innymi postaciami... Samym gadaniem trudno zaangażować widzów w przedstawioną historię, potrzebne są jakieś konflikty. Scenarzystka Dana Stevens proponuje więc takie atrakcje, że głowa mała. Nie zdradzę, co łączy Naniscę i Nawi, ale muszę stwierdzić: to jeden z najgorszych zbiegów okoliczności, jaki widziałem w kinie w ciągu ostatnich lat. Niebezpieczeństwo reprezentowane przez działającego dla imperium Oyo generała Obę (Jimmy Odukoya) też trudno traktować poważnie, ponieważ to postać wyjęta z kreskówki. Wszystko to podlane nieznośnym patosem.

Nie działa także aktorstwo, zwykle ciągnące kino historyczne z oscarowymi aspiracjami. Większość wykonawców dostaje do zagrania postaci z dykty, z których trudno cokolwiek wycisnąć. Walkę z kulawym tekstem przegrywa także Viola Davis. Jej Nanisca przez większość czasu prezentowana jest jako do bólu oddana sprawie wojowniczka. Próba pogłębienia jej charakteru wypada sztampowo, ponieważ polega ona na użyciu spranych schematów. W końcu "Kobieta wojownik" nie działa nawet jako kino feministyczne. Może przez większość filmu dzielne wojowniczki piorą złych gości, ale pod koniec morał historii i tak wygłasza chłop, od którego woli są zależne wszystkie inne postaci.

Dzieło Giny Prince-Bythewood jest filmem "oscarowym", tyle że w najgorszym tego słowa znaczeniu. To kino zachowawcze, ostrożne, nudne, jadące na ciekawym temacie, którego nie potrafi wykorzystać w pomysłowy sposób, pozbawione autorskiego pierwiastka. Akademia oscarowa ma wiele problemów, ale fakt, że podobne produkcje przestały dostawać multum nominacji w najważniejszych kategoriach, należy interpretować jako krok w dobrym kierunku.

4/10

"Królowa wojownik" (The Woman King), reż. Gina Prince-Bythewood, USA/Kanada 2022, dystrybucja: United International Pictures, premiera kinowa: 17 lutego 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Królowa wojownik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy