"Kolory zła: Czerwień": Zmarnowany potencjał. Nawet aktorzy nie zapobiegli katastrofie

Jakub Gierszał w filmie "Kolory zła: Czerwień" /Przemysław Pączkowski /Netflix

Film "Kolory zła: Czerwień" w reżyserii Adriana Panka zadebiutował na Netfliksie 29 maja. Opis zwiastował porządną historię kryminalną z uznanymi aktorami w obsadzie. Niestety, tytuł wygląda dobrze tylko na papierze. Z powodu między innymi kiepskiej realizacji i dziurawego scenariusza nawet najlepsi polscy aktorzy nie byli w stanie uratować nowości Netfliksa.

  • "Kolory zła: Czerwień" w reżyserii Adriana Panka, to nowy polski film i mroczny thriller, który powstał na podstawie książki Małgorzaty Oliwii-Sobczak. W rolach głównych, obok Jakuba Gierszała i Mai Ostaszewskiej, na ekranie oglądamy m.in. Zofię Jastrzębską, Wojciecha Zielińskiego i Andrzeja Konopkę.
  • W tej filmowej historii przeniesiemy się nad polskie wybrzeże, które widzowie będą mogli poznać z innej, mrocznej strony. Jedna z trójmiejskich plaż staje się miejscem makabrycznego odkrycia, gdy morze wyrzuca na brzeg ciało zamordowanej dziewczyny, Moniki Boguckiej (Zofia Jastrzębska). Na czele śledztwa staje prokurator Leopold Bilski (Jakub Gierszał), który na drodze do odkrycia prawdy łączy siły z żadną sprawiedliwości matką ofiary, Heleną Bogucką (Maja Ostaszewska). Okoliczności morderstwa wskazują na powiązanie ze zbrodnią sprzed siedemnastu lat, a rozwiązanie zagadki tkwi w mrocznych tajemnicach skrywanych przez zamordowaną córkę Heleny - brzmi opis Netfliksa.
  • Film od 29 maja można oglądać na Netflix.


Film "Kolory zła: Czerwień" to rozczarowanie. Wspaniali aktorzy w obsadzie, historia, która powinna trzymać w napięciu i zapowiedź, że to dopiero pierwsza część z serii i możemy spodziewać się kolejnych. Niestety, film w reżyserii Adriana Panka wygląda dobrze tylko na papierze, a przez kiepską realizację i dziurawy scenariusz nawet najlepsi polscy aktorzy nie byli w stanie uratować nowości Netfliksa.

"Kolory zła: Czerwień": Brak głównego bohatera, muzyka rodem z telenoweli

Akcja filmu rozgrywa się w miasteczku nad polskim wybrzeżem. W morzu zostaje znaleziona martwa młoda dziewczyna. Okrucieństwo jest spotęgowane faktem, że jej ciało zostało pozbawione warg. Wkrótce okazuje się, że to córka wysoko postawionych lokalnych osobistości - prezesa banku i sędziny. Co się stało z Moniką Bogucką? Tę sprawę będzie starał się rozwikłać prokurator Leopold Bilski.

Już od pierwszych minut seansu "Kolorów zła" czujemy, że w filmie coś nie gra, coś jest nie tak. Niby interesujący początek historii, fajni aktorzy, ale coś psuje odbiór. Po chwili orientujemy się, że chodzi o... muzykę. Dobór ścieżki dźwiękowej jest nietrafiony, mija się z wydarzeniami, które widzimy na ekranie. Muzyka psuje odbiór filmu szczególnie w scenach z komisariatu - w tle słychać żywą muzykę elektroniczną, nijak mającą się do mrocznych wnętrz pomieszczenia.

Jeśli chodzi o kwestie scenariuszowe, po obejrzeniu "Kolorów zła" nie potrafię powiedzieć, kto jest głównym bohaterem. Niemal wszystkie postaci są mdłe. Niby finalnie poznajemy szczegóły życia prywatnego prokuratora Leopolda, lecz nie możemy powiedzieć, czy jest on powściągliwy, tajemniczy, czy może wręcz przeciwnie. Bohaterowie nie zostali obdarzeni wyrazistymi cechami charakteru, które pozwoliłyby nam, widzom, je poznać i się z nimi związać.

"Kolory zła: Czerwień": Schemat goni schemat

W filmie "Kolory zła: Czerwień" nie brakuje schematów. Może nam się wydawać, że zagadka została rozwikłana, lecz w finale następuje zwrot akcji - widzieliśmy to już setki razy. W końcu taki schemat prowadzenia historii od lat jest stosowany w kryminałach i w niektórych produkcjach to działa, ale nie w przypadku "Kolorów zła". Być może nie czepiałabym się, gdyby motywacja popełnienia zbrodni była silniejsza, bardziej wiarygodna, ale nie jest. Finał pozostawia widza z niedosytem i poczuciem zmarnowanego czasu.

Schematycznie jest również w wątkach pobocznych. Zdrada, emocjonalna więź prokuratora ze sprawą, nadmierna ekspozycja w dialogach, które tłumaczą nam, co dzieje się na ekranie... i jeszcze kilka innych aspektów by się znalazło. Podsumowując, "Kolory zła: Czerwień" to film kryminalny, któremu zabrakło lepszego dopracowania pod względem scenariusza i realizacji.

Jeśli miałabym wyróżnić jeden element, który mi się bardzo podobał, to gra aktorska Zofii Jastrzębskiej i Przemysława Bluszcza. Zofia gra zamordowaną dziewczynę a Przemysław lokalnego gangstera. W przeciwieństwie do Ostaszewskiej i Gierszała ta dwójka wyciągnęła wszystko, co się dało z kiepskiego scenariusza i zaprezentowała swoje największe atuty aktorskie. Zwłaszcza pan Bluszcz - to o nim powinien być film i cała seria, a nie o mdłym prokuratorze Bilskim. Jego postać wydaje się być idealnym antagonistą, geniuszem zła, którego mógłby gonić bohater Gierszała. Ale tak się nie stało. Szkoda, bo Przemysław Bluszcz ze swoim charakterystycznym zachrypniętym głosem mógłby jawić się jako jeden z ciekawszych antagonistów ostatnich lat polskiego kina kryminalnego.

4/10

"Kolory zła: Czerwień", reż. Adrian Panek. Data premiery na Netflix: 29 maja 2024 r.

Czytaj więcej: Polski aktor przez 11 lat mieszkał w Niemczech. Gdzie czuje się najlepiej?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kolory zła: Czerwień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama