Karuzela z Madonnami
"Przerwane objęcia", reż. Pedro Almodóvar, Hiszpania 2009, Gutek Film / Best Film, premiera kinowa 25 września 2009 roku.
Nie
Pozwalam
Żadnym swoim
Starym filmom
Kręcić się
W kółko
Całymi latami.
Charles Bukowski
Niewidomy bohater w pierwszej scenie filmu każe ponętnej blondynce opisać swój wygląd - od stóp do głów, poczynając od wymiarów, przez strój, na butach skończywszy. Dziewczyna opisuje, ale to nie widz jest adresatem jej słów, gdyż są one jedynie cząstką tego, co możemy zobaczyć. Obraz jest istotą kina, a kino istotą najnowszego obrazu Pedro Almodovara.
"Przerwane objęcia" są naszpikowane słowami, które najczęściej dublują to, co widzimy na ekranie. Dlaczego hiszpański reżyser umieszcza je zatem w swoim obrazie? Właśnie po to, żeby pokazać, że są zbędne. Symptomatyczna jest w tym wypadku scena, kiedy ogarnięty obsesją Ernesto Martel ogląda niemy materiał filmowy, w którym jego "przedmiot pożądania" zrywa z nim. Pomimo, że komunikat wypowiedziany jest wprost, wyraźnie w stronę kamery i daje się wyczytać z ruchu ust - Lena (Penelope Cruz), która chwilę wcześniej zjawia się w pokoju, dubbinguje dramatyczną scenę nie pozostawiając kochankowi żadnych złudzeń.
Filmy towarzyszą bohaterom "Przerwanych objęć" na każdym kroku - jako inspiracja, zawód, obsesja, czy metafora niedokończonego procesu żałoby. Mogą zachować pamięć, wzbudzać pożądanie i podsycać zazdrość - w kółko, do kresu żywotności taśmy. Pobrzmiewa tu dawne przekonanie, pochodzące jeszcze od Dżigi Wiertowa, że "obiektyw kamery jest daleko bardziej doskonały niż nieuzbrojone oko ludzkie". Jednak Pedro Almodóvar zatrzymuje się w pewnym punkcie. Nie ma wątpliwości, że jego najnowsze dzieło jest odą miłosną do X muzy, jednak zrealizowaną ze świadomością swoich ograniczeń. Dużo informacji odkrytych zostaje poprzez materiał filmowy, z którejś z towarzyszących bohaterom w ciągu tych kilkunastu lat kamer, jednak niektórych odpowiedzi udziela nam sam reżyser, odsłaniając w retrospekcji coś, co nie mogło być zarejestrowane. Inne pytania trafiają tylko w próżnię.
W najnowszym filmie Almodovar znów bierze na warsztat własne doświadczenia, a obiektem uruchamiającym całą lawinę wspomnień, identycznie jak w "Złym wychowaniu", jest scenariusz filmowy. W tamtej opowieści był to gotowy tekst przyniesiony Enrique przez Ignacio, tutaj jest to propozycja jego napisania złożona przez "ducha z przeszłości". Cała karuzela zdarzeń podana w klimacie, ocierającym się czasem o noir, jest dla reżysera pretekstem do opowiedzenia o swoim stosunku do kina, do swoich wcześniejszych dzieł (kręcony przez Mateo Blanco film "Laseczki i walizki" to nic innego jak "Kobiety na skraju załamania nerwowego), do swoich aktorskich muz, metod pracy i filmowych inspiracji.
Nie jest to jednak film o niczym i wspomnieć należy, że po kilku kolejnych rozprawach na temat kobiet, tym razem w centrum zainteresowania jest figura ojca. Co prawda, jest to ojciec nieobecny w rodzinie, ale z pewnością obecny w filmie. U Almodovara historie zazwyczaj zmierzają do jakiegoś katartycznego finału, wyjawienia i odpuszczenia win. Nie inaczej jest tutaj, co zasygnalizowane jest w opowieści o synu Arthura Millera, przytoczonej przez Mateo na samym początku. Żałoba będzie przepracowana, ojcowie odnalezieni, lecz to wszystko stanie się z asystą kina.
"Przerwane objęcia" to film mistrza, wspartego talentem nowego operatora Rodrigo Prieto (m.in. "Ostrożnie, pożądanie", "Brokeback Mountain", "Babel") i asystą olśniewającej Penelope Cruz, która bez wątpienia jest jedną z najbardziej fotogenicznych współczesnych aktorek filmowych, o czym zaświadcza Almodovar wpisując ją w postaci Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. Jednocześnie nie świadczy to jednak, że najnowsze dzieło Hiszpana jest arcydziełem. Jest to mistrzowskie wyznanie kinomana z całą karuzelą smaczków, niestety karuzela kręci się wciąż w kółko.
7/10