Kalka przykrywa kalkę, schemat goni schemat. Potencjał był, efekt finalny nie zadowala

Katarzyna Gałązka w "Supersiostrach" /Przemek Pączkowski /materiały prasowe

"Supersiostry" Macieja Barczewskiego jest pierwszym polskim filmem o superbohaterach z ery kina marvelowskiego, który wygląda jednak, jakby był nakręcony w latach 90. Nie chodzi o celowe granie stylem retro. Problemem tego filmu nie jest mniejszy niż w Hollywood budżet czy narracyjna schematyczność, pasująca przecież do tego rodzaju kina. Problemem jest brak humoru, autoironii i samoświadomości gatunkowej, które zrosły się ze współczesnym komiksowym kinem.

  • Nastoletnia Ala (Katarzyna Gałązka) nie pasuje do otaczającego ją, prowincjonalnego świata. Wciąż się buntuje i działa na przekór ojcu (Grzegorz Damięcki), nauczycielowi fizyki w miejscowej szkole. Kiedy Ala przypadkiem odkrywa, że posiada supermoce i spotyka siostrę Lenę (Karolina Bruchnicka), o której istnieniu dotąd nie wiedziała, jej życie wywraca się do góry nogami - i to dosłownie.
  • Film "Supersiostry" w reżyserii Macieja Barczewskiego można oglądać w polskich kinach od 10 maja.

W jednym z wywiadów Barczewski opowiada, że wychował się na spielbergowskim kinie nowej przygody. Widać to bardzo mocno w nowym filmie reżysera "Mistrza". Szczególnie kino Joe Dantego ("Gremliny rozrabiają", "Na przedmieściach", "Matinee") musi być mu bardzo bliskie, skoro tak mocno wybrzmiewa prorodzinna wymowa jego superbohaterskiej opowieści o rozdzielonych siostrach obdarzonych supermocami. 

Ala (Katarzyna Gałązka) i Lena (Karolina Bruchnicka) zostały pod koniec lat 80. poddane eksperymentom przez tajną komórkę Ludowego Wojska Polskiego. Kierowana przez karykaturalnie demonicznego pułkownika (Marek Kalita) placówka zostaje oficjalnie zlikwidowana po upadku żelaznej kurtyny i porażce Imperium Zła. Jak przystało na złoczyńcę wyjętego z Austina Powersa, pułkownik nie chce się z tym pogodzić i mając u boku wyglądającego jak Bolo Young z "Podwójnego uderzenia" Hektora (Mateusz Kościukiewicz) ściga siostrę, która została uwolniona z jego podwodnego laboratorium. Ala nie wie, że jej uczący fizyki w prowincjonalnym liceum ojciec (Grzegorz Damięcki) jest tak naprawdę naukowcem z komunistycznej armii, biorącym w przeszłości udział w tajnym eksperymencie, który postanowił ją uratować i wychować w nieświadomości swojego pochodzenia. Pułkownik o niej nie zapomniał. Nie zapomniała też jeżdżąca na wózku, niczym Charles Xawier z "X-Menów", Lena, o której istnieniu Ala nie miała pojęcia.

Kalka przykrywa kalkę, zaś schemat goni schemat. Nie ma w tym nic złego, skoro dostajemy klasyczne kino superbohaterskie wyjęte z ery VHS. Tyle, że jesteśmy już 8 lat po premierze pierwszego sezonu "Stranger Things", który był zbudowany na tej samej koncepcji. Barczewski i współscenarzysta Krzysztof Gureczny nakręcili film dla widzów, którzy doskonale znają odwołującą się do całego kina lat 80. opowieść o tajnych eksperymentach służb (amerykańskich, a nie sowieckich) na dzieciach posiadających supermoce. Eleven, której kopiami są Ala i Lena, stała się natomiast ikoniczną częścią globalnej popkultury. Oczekiwałem więc, że twórcy "Supersióstr" ironicznie sparafrazują "Stranger Things", zamiast robić z niego zwykłą… zrzynkę. Jest co prawda na samym końcu filmu bezpośrednie odniesienie do serialu Dufferów, gdy bohaterka wspomina Hawkins w stanie Indiana, ale wygląda to na wyrachowaną zagrywkę Netflixa. No, chyba, że dostaniemy w sequelu jakiś crossover uniwersów z Polski i z Arizony lat 80., co byłoby absolutnie smakowitym pomysłem.

Największym problemem "Supersióstr" jest brak autoironicznego humoru. Nie oczekuję samoświadomości "Deadpoola" czy "Strażników Galaktyki", ale Barczewski mógłby jednak zerknąć w stronę superbohaterskiego kina Jamesa Gunna, który mistrzowsko wyśmiewa prawidła gatunku, nie odchodząc jednocześnie od marvelowskiego (teraz już konkurencyjnego DC) kanonu. "Supersiostry" przypominają natomiast "Flasha Gordona" albo "Punishera" z Dolphem Lundgrenem. Wszystko jest zbyt na serio i kreślone jest zbyt ciężką ręką. O ile sprawdza się to właśnie w prorodzinnych wątkach nasączonych klimatem z Joe Dantego, to już w kulminacyjnych scenach akcji reżyser osuwa się w stronę Marka Piestraka, mającego jednak solidny budżet na efekty specjalne. Gałązka i Bruchnicka oraz wzorowany na Dustinie ze "Stranger Things" Dżester (Tymoteusz Frączek) dobrze wypadają w wątku budowania relacji przyjacielskich i siostrzanych, ale w finałowym pojedynku Lena wygląda jak bohaterka horrorów Dario Argento, która przedawkowała cukier z Panna cotty. Krindżowość tych scen byłaby znacznie mniejsza, gdyby twórcy od początku mrugali do nas okiem i balansowali na granicy autoparodii. A może to robią, ale ja tego nie dostrzegam?

"Supersiostry" są też pozbawione elementu typowo polskiego, co odróżniłoby film od superbohaterskich mutacji z globalnego kina. Wszystko jest osadzone na początku lat 90., gdy nastolatki słuchają zachodniego popu na czele z "Freedom" Georga Michaela, a nie polskich szlagierów. Zamiast food trucków mają budy z zapiekankami, a na ulicach maluchy śmigają zamiast Chevroletów. Tyle, że z tego nic nie wynika, poza tym, że twórcy sentymentalnie grają na retro tęsknocie w stylu właśnie "Stranger Things". Tutaj walkman i tam walkman. Tutaj wesołe miasteczko zamiast Fortnite, i tam wesołe miasteczko zamiast streamingu gier. Szkoda, że nie pokuszono się o osadzenie polskich nastolatek z sumermocami w jedyny w swoim rodzaju klimat Polski goniącej na straganie amerykański sen podpatrzony w "Dynastii". Pole do popisu dla scenarzystów było, ale wybrano bezpieczną imitację Hawkins. No dobra, jest dowcip o Lechu Wałęsie. Prawie tak drętwy jak ten z "Pokłosia".

Nie oznacza to, że "Supersiostry" jest filmem nieudanym. Cieszy fakt, że duet producencki Aneta Hickenbotham i Leszek Bodzak znów nie boi się inwestować w kino rozrywkowe w jego czystym wydaniu. W przypadku tego filmu przydałoby się więcej autoironicznego błysku i odwagi zmieszania jankeskiego postmodernizmu z polską swojskością, co przesądziło o sukcesie "Kosa" tego samego duetu producentów. No, ale może twórcy rozwiną skrzydła w sequelu i okaże się, że siostry mają jeszcze jakiś kawałek świata do uratowania. Lata 90. w Polsce to był w końcu czas z wieloma dolinami węży.

5,5/10

"Supersiostry", reż. Maciej Barczewski. Data premiery: 10 maja 2024 r.

Czytaj więcej: Polski film, jakiego jeszcze nie było. Efekty specjalne rodem z Hollywood

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Supersiostry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy