Reklama

"Kajinek": Parszywy los cyngla

Tytułowy Kajínek istnieje naprawdę - to słynny czeski płatny zabójca. Oparty na podstawie historii jego aresztowania i uwięzienia dramat kryminalny wyreżyserował Petr Jákl, a na drugim planie możemy zobaczyć w nim przyjemny polski akcent - Bogusława Lindę, który wciela się w znanego adwokata.

Jiri Kajínek zdaje się nosić w sobie przynajmniej kilku bohaterów filmowych. Jako kropla w fali zbrodni, która zalała Czechy po upadku komunizmu, mógłby posłużyć za synonim gorzkiego zwycięstwa "aksamitnej rewolucji". Nieprzyznający się do winy i na różne sposoby walczący o wolność - od sądowych apelacji po spektakularne ucieczki z więzienia - miał potencjał na zostanie gangsterem-męczennikiem, odsiadującym wyrok za winy korporacyjnych plutokratów. Mający za sobą pewną część społeczeństwa, świetnie nadawał się na kolejną postać celebryty w pasiaku.

Reklama

Filmowy Kajínek mógłby stanąć obok Bronsona lub Choppera, socjopatów tak barwnych, że aż komiksowych. Jákl, nie wiedząc jednak do końca, którą ścieżkę obrać, podreptał trochę każdą z nich, aby w końcu skręcić w najbardziej zachowawczą odnogę: w kino akcji.

Naszym przewodnikiem po historii Kajínka jest tu młoda i ambitna pani prawnik, która wisi mordercy przysługę. Biega pomiędzy swoją kancelarią a jego celą, odkrywa mroczną przeszłość ludzi z własnego otoczenia, wreszcie - stacza batalie na sali sądowej. W międzyczasie Jákl podlewa swój film kolejnymi dawkami adrenaliny: inscenizuje wypadki samochodowe, strzelaniny, brawurowe ucieczki z więzienia i zbiorowe gwałty.

Jákl ma swoim CV role w takich hollywoodzkich "akcjonerach" klasy B jak "XXX" i "Obcy kontra Predator", przez co stara się przenieść podpatrzone tam sztuczki na czeski grunt. Wynik nie jest wiele lepszy od prób polskiego kina gatunkowego z "Uwikłaniem" na czele. "Kajínek" tak bardzo stara się być efektowny, że wpada w autoparodię. Dotknięta ADHD kamera co chwilę omiata bohaterów, dramatycznym scenom akompaniuje pompatyczna piosenka, wszystko jest nerwowe, porwane, chaotyczne. Czasem, tak jak w równolegle zmontowanych scenach więziennych tortur i kompulsywnego seksu Kajínka z prostytutką, wypada to dość dobrze, częściej jednak zamienia się w jałową paradę realizacyjnych klisz.

Sama historia ma swoją dramaturgię, ale Jákl zarzyna ją, formatując kolejne wydarzenia i bohaterów pod hollywoodzkie konwencje. Pani adwokat to ostra niczym żyleta i pewna siebie dziewczyna w szpilkach i z aktówką, a jej przeciwnicy to albo prostacy w dresach, albo cyniczni suchotnicy z przylizanymi brylantyną włosami.

Ze schematów udaje się wyrwać jedynie tytułowej postaci, co jest zasługą odtwarzającego ją Konstantina Ławronienko, rosyjskiego aktora znanego z filmów Zwiagincewa. Obdarzony nieruchomą twarzą pokrytą siwym zarostem i głęboko osadzonymi oczami, ma w sobie i groźbę, i pewną dostojność, i tajemnicę. Tajemnicę, której Jáklowi niestety nie udaje się odkryć.

4/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Kajinek", reż. Petr Jákl, Czechy 2010, dystrybutor Vivarto, premiera kinowa 20 kwietnia 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: czeski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy