"Jurassic World: Upadłe królestwo" [recenzja]: Na wymarciu

Chris Pratt i Bryce Dallas Howard w filmie "Jurassic World: Upadłe królestwo" /materiały dystrybutora

Gdyby dinozaury z "Jurassic World" nauczyły się mówić, pierwsze wypowiedziane przez nie zdanie brzmiałoby zapewne: "dajcie nam już wszyscy święty spokój". Niestety, choć prehistoryczne gady w "Upadłym królestwie" ulegają kolejnym genetycznym modyfikacjom, o umiejętności mówienia wciąż nikt nie pomyślał... Być może dlatego piąta odsłona kultowej serii ma w sobie więcej z wyciskacza pieniędzy w postaci "Transformersów" Michaela Baya niż z oryginalnego "Parku Jurajskiego". John Hammond nie byłby zadowolony.

Co innego widz, zasiadający w klimatyzowanej sali kinowej z gigantyczną porcją popcornu na kolanach. Film J.A. Bayony jest bowiem skrojony pod niego: odpowiednio widowiskowy, odpowiednio zabawny, odpowiednio intensywny. Ma tylko jedną zasadniczą wadę: scenariusz.

W "Jurassic World: Upadłe królestwo" wracamy do świata, w którym wymarzone dzieło Hammonda doczekało się realizacji w postaci Jurassic World. Trzy lata po katastrofie, wywołanej przez niesforną hybrydę genetyczną - Indominusa Rexa, park zamknięto na cztery spusty, a przetrzymywanym tam dinozaurom zaczął grozić mieszczący się na wyspie wulkan. Claire (Bryce Dallas Howard), była dyrektor Jurassic World, by ratować zwierzęta, nawiązuje bliską relację z miliarderem Benjaminem Lockwoodem (James Cromwell) i jego pomocnikiem, Millsem (Rafe Spall). Zjednuje sobie także byłego chłopaka - Owena (Chris Pratt). Gdy jednak bohaterowie wraz z żołnierską obstawą trafiają na Isla Nublar, okazuje się, że padli ofiarą okrutnego podstępu. 

Reklama

Jak przyzwyczaiła nas "jurajska" seria, za podstępem stoją bezwzględni biznesmeni, dla których biegające wolno dinozaury to przede wszystkim dobry interes. Fani "Parku Jurajskiego" nie będę zdumieni - "Upadłe królestwo" jest bowiem zbieraniną motywów, które tworzyły poprzednie części. W oczy rzuca się szczególnie analogia do "Zaginionego świata" Stevena Spielberga oraz drobne nawiązania do pozostałych części - czy to w dialogach, czy w sposobie filmowania. Łudzące podobne do siebie są również sceny grozy i sekwencje akcji, operujące tymi samymi środkami, z jakich korzystał Steven Spielberg jeszcze w latach 90.

Przy całym tym "żerowaniu" na poprzednikach, scenarzyści Derek Connolly i Colin Trevorrow próbują dorzucić też coś od siebie. Rezultatem są kolejne kombinacje nie tylko z fabułą, ale i z kodem genetycznym dinozaurów - i to takie, przez które dinozaury coraz mniej przypominają dinozaury. Historia - choć opierająca się na prostych stereotypach i klasycznych rozwiązaniach - okazuje się równie poplątana jak geneza zaludniających Jurassic World zwierzaków. To wymyślanie "Parku Jurajskiego" na nowo nie wypala, bo twórcy wyraźnie nie zdają sobie sprawy z ograniczeń, jakie wiążą się z opowiadaniem po raz piąty tej samej historii. Zamiast szukać gdzie indziej, uparcie nawiązują do starego. 

Na całe szczęście z odsieczą przychodzi reżyser J.A. Bayona. Autor "Sierocińca" i "Niemożliwego" już kilka razy udowadniał, że w budowaniu suspensu nie ma sobie równych. "Upadłe królestwo" to jednak najlepszy pokaz jego inscenizatorskich umiejętności, jaki dotąd mogliśmy oglądać. Mając w ręku nieograniczony budżet, Bayona puścił wodze wyobraźni, wreszcie w pełni wykorzystując "horrorowy" potencjał "Parku Jurajskiego". Wrażenie robi przede wszystkim finałowy akt filmu, będący specyficznym połączeniem rozmachu i kameralności. Nie mniej imponujące są ekranowe zabawy tym, co widać, a czego nie - bo ogromną rolę w budowaniu napięcia odgrywa w "Upadłym królestwie" ciemność. Fani Hiszpana odnajdą tu także jego ulubione motywy - jak wyjęte z gotyckich horrorów budynki czy konfrontujące się z potworami dzieci.

Mimo sporej dawki mroku, nie brak w "Upadłym królestwie" bardziej rozrywkowych elementów. Napiętą atmosferę świetnie rozładowuje Chris Pratt, na równą partnerkę wyrasta mu Bryce Dallas Howard, a doskonale animowane dinozaury nie tracą nic ze swojej magii - ba! - wyglądają lepiej, niż kiedykolwiek. Dzięki temu czuć wyraźnie, że gdyby scenarzystom udało się zrealizować swoje ambitne pomysły, mielibyśmy do czynienia z jedną z najlepszych części serii. Tak ostało się jedynie hollywoodzkie widowisko, które dzięki sprawnej reżyserii i zdolnej obsadzie broni się nawet, gdy fabuła wpada na mielizny. Dlatego, choć zakończenie pozostawia otwarte drzwi dla ciekawie zapowiadającego się finału nowej trylogii, "Upadłe królestwo" wydaje się być znakiem ostrzegawczym - zarówno dla fanów, jak i producentów. Jeśli nie chcemy ofiar, chyba zbliża się czas, by zamknąć wrota Jurassic World raz na zawsze.

6/10

"Jurassic World: Upadłe królestwo" [Jurassic World: Fallen Kingdom], reż. J. A. Bayona, USA 2018, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 8 czerwca 2018

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jurassic World: Upadłe królestwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy