"Jezioro Słone": Delikatne tąpnięcie powierzchni [recenzja]

Krzysztof Stelmaszyk i Katarzyna Butowtt w "Jeziorze Słonym" /materiały prasowe

Helena stawia tarota. Czyta z kart. Raczej cudze losy, nie swoje. Jej własny los został mniej więcej przesądzony. Dom nad tytułowym Jeziorem Słonym, koleżanki, gimnastyka, dom czasowy, dom całoroczny, czasowy i całoroczny mąż. I tak ma być już do końca?

"Jezioro Słone": To film pytań, nie odpowiedzi

Katarzyna Rosłaniec zawsze miała nosa do tak zwanych mocnych tematów. Zauważała w polskim kinie to, na co inni zwrócili uwagę o wiele później. Tak było chociażby w debiutanckich, głośnych "Galeriankach", czy w o kilka lat późniejszym, moim ulubionym filmie Rosłaniec, "Bejbi blues" z 2012 roku: przedwczesne doświadczenia seksualne, przedwczesne macierzyństwo, perspektywa nastoletnia, tak rzadko i bez sukcesów eksplorowana przez ówczesne kino polskie. Za Rosłaniec poszli inni.

Reklama

W przypadku "Jeziora Słonego" nie spodziewałbym się jednak podobnych konsekwencji. Najnowszy film autorki "Galerianek", to dojrzały film dojrzałej już autorki, przypuszczalnie nie mającej ochoty udawać w tym momencie wiecznej ekspertki od spraw nastoletnich, a jednocześnie film przejścia. Obraz, z którego wyłania się nowa Rosłaniec. Daleka od eksperymentów w rodzaju przedostatniego, niespełnionego filmu "Szatan kazał tańczyć", a zarazem budującej nową artystyczną tożsamość. To film pytań, nie odpowiedzi.

Temat wydaje się nośny, nęcący - potrzeby, również potrzeby seksualne, ludzi dojrzałych. Sześćdziesięcioletnich. Kino światowe, jeżeli sięga po tę tematykę, a sięga coraz częściej, ukazuje ją najczęściej dwutorowo: albo w konwencji ekstremalnej, wyzyskującej starzejące się ciała bohaterów do przeprowadzania radykalnej tezy o niemijającym apetycie seksualnym i życiowym, albo w tonacji lightowej, przeprowadzając sentymentalne pogadanki o drugiej, trzeciej lub czwartej młodości, młodości zapiętej na ostatni guziczek. "Jezioro Słone" nie pasuje ani do pierwszej, ani do drugiej kategorii, jest tytułem pomiędzy, pozagatunkowym.

"Jezioro Słone": Potrzeby seksualne ludzi dojrzałych

Helena - w tej roli Katarzyna Butowtt - nie czuje się zagubiona w życiu, nie do końca. Słucha erotycznych opowieści koleżanek, granych fantastycznie przez Dorotę Kolak, i - to moje aktorskie odkrycie filmu - przez Judytę Paradzińską, świetną aktorkę Teatru im. Kochanowskiego w Opolu, ale sama wcale nie chce przyłączać się do seksualnego wyścigu trofeów i skoków w bok, albo seksu ostatniej szansy. Butowtt wnosi do tego kameralnego filmu swego rodzaju odprężenie. Jest jak kobieta iwaszkiewiczowska, jedna z "Panien z Wilka" po latach. Gdzieś tam krążą wielkie tematy, zbrodnie i wykroczenia, ekscesy i sekscesy, ale ona tego nie dostrzega. Życie, samo życie też jest ciekawe.

"Kocham cię, ale już cię nie lubię" - powie mężowi (Krzysztof Stelmaszyk). Związek długoletni, zmęczony, w którym bohaterowie są sobą zainteresowani, ale równolegle związek, z którego on co jakiś czas ucieka, żeby wracać. Oboje mają to przerobione, wiedzą, że takie ucieczki pomagają bardziej niż przeszkadzają. Nie chodzi o zdradę, zdradę rozumianą potocznie jako handel ciała i myśli, pojawia się jednak zdrada mentalna. Odległość od siebie tworzy dystans, dystans to także brak odpowiedzi na najważniejsze pytania: dlaczego się nie lubimy, chociaż się kochamy?

"Jezioro Słone": Katarzyna Butowtt i powrót świadomej kobiecości

Katarzyna Butowtt nie jest aktorką, przynajmniej nie w najprostszym tego słowa znaczeniu. Znamy ją z brawurowej kariery w modelingu, niegdyś występowała w wielu reklamach, a były to czasy, kiedy modelki naprawdę się zapamiętywało. Na świecie brylowała Cindy Crawford i Linda Evangelista, my mieliśmy Katarzynę Butowtt czy Bognę Sworowską. Butowtt nie zniknęła całkowicie z życia publicznego, przede wszystkim mocno i z wieloma sukcesami zaangażowała się w działalność fundacji charytatywnej Doktor Clown.

Teraz powraca do kina (w latach dziewięćdziesiątych zagrała mniejsze role w kilku ważnych tytułach tamtego czasu, chociażby w "Psach" czy w "Uprowadzeniu Agaty") i jest to powrót dojrzałej, świadomej kobiecości. Filmowa Helena nie musi nawet za bardzo się starać. To się nazywa blask.

W filmie Rosłaniec, zaskakująco powściągliwym formalnie - zdjęcia Virginie Surdej - znika brokatowa obróbka kolorystyczna, znana z jej wcześniejszych filmów, nie kolory są ważne, nie uroda miejsca, którą zauważmy umiarkowanie, a uroda ludzi, uroda ich ciał. Paradoksalnie, z filmu opowiadającym o możliwej zawsze, w każdym wieku, zmianie postrzegania siebie i ciała, i coraz większej atrakcyjności dojrzałego ciała dla mediów (ważna rola sexy kusiciela, zagrana przez Jacka Poniedziałka), najbardziej zapamiętuje się coś zupełnie innego, idącego nawet w poprzek intencji reżyserki: ulotną lekkość bytu Heleny i jej świata. Nie z Kundery wszakże, a z Rosłaniec, pewnie także z Butowtt. Ten film nie kończy się z trzęsieniem ziemi, jak oczekiwaliśmy, ale delikatnym tąpnięciem powierzchni. Takie subtelne drgania też są ważne. Zmieniają nas po kawałeczku.

7/10

"Jezioro Słone", reż. Katarzyna Rosłaniec, Polska 2023, dystrybutor: AP Manana, premiera kinowa; 17 marca 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jezioro Słone
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy