"Jestem Greta": Z kamerą u boku najbardziej rozpoznawalnej nastoletniej aktywistki świata [recenzja]
"Żyjemy, jakbyśmy mieli do dyspozycji kilka Ziem. Czasami mam wrażenie, że tylko my, osoby z autyzmem lub zespołem Aspergera, potrafimy to dostrzec" – mówi Greta Thunberg, szwedzka nastolatka, która stała się głosem i ikoną ruchu na rzecz planety. Najbardziej kochaną i najbardziej wykpioną aktywistką świata, jak to bywa z posłańcami, zwłaszcza złych wieści. Kim jest i jak wygląda jej codzienność? Film "Jestem Greta" po części odpowiada na te pytania i pozwala nam towarzyszyć jej w walce. Bo drugiej planety nie mamy w zapasie.
W sierpniu 2018 roku reżyser Nathan Grossman usłyszał o dziewczynce, która rozpoczęła proekologiczny protest pod budynkami szwedzkiego parlamentu. Siadała pod murem z ręcznie napisanym transparentem: "Szkolny strajk dla klimatu". Temat wydał się dokumentaliście na tyle interesujący, że postanowił poznać nastolatkę. Myślał, że może będzie z tego krótki artystyczny film o młodzieżowych aktywistach... Był przekonany, że szybko skończy zdjęcia. Wokół Grety zaczęły się dziać jednak rzeczy niezwykłe - dołączyły do niej dzieciaki ze Sztokholmu, a potem uczniowie z Belgii i Australii i z innych zakątków planety. Poszli jej śladem, organizując własne protesty w reakcji na to, jak przemysł i politycy traktowali naturę wokół nich. Jej proste, ciche przesłanie okazało się mieć globalną siłę rażenia i wyrażać nie tylko jej obawy. Grossman zrozumiał, że ma tu temat na pełnometrażową produkcję. I fantastyczną, bardzo intrygującą bohaterkę. Bo to o niej film, a nie o zmianach klimatu.
Wszystko zaczęło nabierać tempa i kilka dni zamieniło się w kilka tygodni, a następnie w roczną podróż, wypełnioną przemówieniami Grety, jej spotkaniami z politykami i aktywistami, medialną wrzawą. Na sile przybierać zaczął bunt młodych, ale i ataki na Thunberg. I to z najwyższego szczebla. Putin uznał, że ta młoda osoba nie za wiele wie o świecie, w ogóle nie zna się na prawidłach, które nim rządzą. Stała się też jednym z ulubionych tematów dla żartów Trumpa. Jair Bolsonaro reagował na nią alergicznie. A na forach internetowych jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać opinie najlepiej poinformowanych "ekspertów": że nieszczęśliwa i zmanipulowana, zahukana i smutna, swojego zdania i wiedzy dziewczynka posiadać nie może. No i w ogóle ten cały Asperger.
"Cierpisz na Aspergera?" - w filmie takie pytanie Greta słyszy od jednego z dziennikarzy. "Nie powiedziałabym, że cierpię, ale tak, mam" - odpowiada, a w innej rozmowie dodaje, że "gdyby tak każdy miał odrobinę Aspergera, byłoby to tylko z korzyścią dla klimatu". To nie tata pisze jej przemowy, to nie tata sączy jej do głowy pomysły. Kiedy w ogóle usłyszał o pomyśle na strajk, nie był zachwycony. "Powiedziałem jej, że tego nie poprę" - słyszymy jego słowa z ekranu, z jakiegoś wywiadu przez komórkę.
"Sporządziła więc ulotkę ze szczegółowymi faktami, którą potem rozdawała przechodniom" - kontynuuje mężczyzna. "Greta zna zagadnienia klimatyczne lepiej niż 97% polityków z całego świata. Ma niemalże fotograficzną pamięć, więc jeżeli wchodzi w jakiś temat i czyta książki z tym związane, to zapamiętuje z nich prawie wszystko" - dodaje. To nie on uczy Gretę, a raczej ona jego, całą rodzinę, która kiedyś wiodła życie tak samo konsumpcyjne jak inni: jedli mięso, dużo latali, nie myśleli, że coś jest nie tak.
"Niczego się nie spodziewałem. Po prostu chciałem, żeby była szczęśliwa" - dalej wspomina ojciec Grety. "Jestem przekonany, że Greta też na nic nie liczyła. Czuła, że trzeba coś zrobić, a potem się okazało, że musiała to zrobić całkiem sama". Dziś rodzina może tylko dbać o bezpieczeństwo córki-aktywistki i wspierać ją tak, jak każdy rodzic wspierać powinien córkę. I martwi się o nią, jak każdy rodzic martwi się o dziecko. Sama Greta uodporniła się na ataki - na tyle na ile to możliwe, przy tej skali. Nawet czasem się z nich śmieje.
Nie śmieje się natomiast Greta z polityków. Nie chodzi o tych, którzy ją obrażają. Bardziej o tych, którzy udają, że jej słuchają, o tych, którzy robią sobie z nią selfie, nawet zadają pytania, ale pozostają bierni. "Dorośli mówią jedno, a potem robią coś zupełnie innego" - stwierdza nie bez gorzkiej nuty w głosie nastolatka w pierwszych ujęciach filmu. "Nie za bardzo wiem, dlaczego w ogóle mnie zapraszają" - dodaje w kolejnej ze scen "Jestem Greta". "Chyba tylko po to, żeby być w centrum uwagi i sprawić wrażenie, że im zależy, że coś jednak robią. Wiedzą, co należy powiedzieć. Wiedzą, co się sprzedaje. Tak naprawdę jednak nie robią nic. Gdyby rozwiązaniem kryzysu klimatycznego było zastąpienie herbaty ekspresowej liściastą, oraz jedzenie wegetariańskiego posiłku raz w tygodniu, to nie byłby żaden kryzys. Wtedy nie mielibyśmy nawet problemu". Parlamentarzystów, którzy zaprosili ją do wystąpienia zapytuje, czy ją słychać, czy mikrofon włączony, czy jej angielski jest zrozumiały - bo zaczyna w to wątpić.
Greta punktuje hipokryzję decydentów, widzi ich potknięcia - nawet te pozornie błahe, jak hamburgerowy catering na konferencji COP24 w Katowicach w 2018 roku, jednym z pierwszych miejsc, gdzie miała swoje wystąpienie. Chwilami jest zmęczona, wręcz wycieńczona ciężarem odpowiedzialności, którą wzięła na swoje barki i którą media, politycy i wspierający dorzucili jej z nadmiarem. Na manifestacjach słyszy, że ma uratować świat. Ona sama, jedna? Naprawdę?
Greta jest superbohaterką, ale nie ma przecież mocy zmniejszenia emisji, oczyszczenia oceanów i powstrzymania przybierania wód, zatrzymania masowego wymierania. Jest przede wszystkim nastolatką, oczytaną, niesamowicie pracowitą i konsekwentną, bardzo upartą i stanowczą. Jednak wszystko co może, to tylko (aż?) prostymi słowami, krótko i mocno, nie kryjąc emocji - niejeden dorosły na jej miejscu chyba już dawno by się załamał i uciekł jak najdalej - nawoływać do tego, żeby posłuchać mądrzejszych od niej: naukowców i ekspertów. Ludzi, którzy nie tylko mówią, co popsuliśmy i w jakim tempie, ale i jak można to naprawić. Nie bez powodu w #teamGreta są tacy ludzie jak David Attenborough czy papież Franciszek. Pozostali - zdradzili nie tylko jej pokolenie.
Film Grossmana pozwala zbliżyć się do świata Grety, poznać lepiej jej motywację i siłę, uczestniczyć w jej drodze (także w czasie słynnego rejsu jachtem). Nie ma tu analizy szumu dookoła niej, chociaż "Jestem Greta" na pewno rozwiewa wiele z internetowych "rewelacji" na jej temat. A czy pozwala lepiej usłyszeć jej przesłanie?
Inni już o nim robili filmy. Davis Guggenheim i Al Gore mówili o tym wszystkim w "Niewygodnej prawdzie" już w 2006 roku. Werner Herzog w 2007 w "Spotkaniach na krańcach świata". Dziesiątki innych mniej znanych dokumentalistów, reportażystów oraz autorów filmów fabularnych bazujących na faktach (np. Todd Haynes w "Mrocznych wodach") pokazuje od dekad skutki niszczycielskiej, a w dalszej perspektywie po prostu samobójczej działalności człowieka. Akademicy - badacze i teoretycy przytaczają fakty, liczby, dane, wykresy, zdjęcia. Apelują, edukują, wzywają, piszą, wygłaszają referaty, tworzą kolejne raporty. I co? Gdy są prezentowane, część słuchaczy najwyraźniej śpi.
Thunberg nie jest pierwszym dzieckiem, które zabrało głos i trafiło na pierwsze strony gazet. W 1992 roku Severn Cullis-Suzuki, wówczas 12-letnia, swoim przemówieniem na Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro na "pięć minut zatrzymała świat". Wszyscy przytaknęli jak bardzo jest źle, a po chwili wrócili do gonitwy za mitycznym wzrostem. Żeby nie powiedzieć, że ze zdwojoną energią i szybciej niż wcześniej.
Severn Cullis-Suzuki, dziś już dorosła, nadal jest aktywistką. Grety też nikt nie zatrzyma. Problem w tym, że "nie mamy kolejnej dekady, żeby czekać". I nie są to słowa nastolatki, która po kilku lekcjach w szkole zainteresowała się tematem i postanowiła swój lęk przekuć w działanie, a naukowców. W filmie padają w audycji radiowej, gdzieś w tle. Greta na nie reaguje, tak jak najlepiej potrafi, a widzowie?