"Jednym głosem": Bez emocji [recenzja]

Zoe Kazan i Carey Mulligan w filmie "Jednym głosem" /materiały prasowe

W pewnym czasie Harvey Weinstein był osobą, której dziękowano najczęściej podczas kolejnych gal oscarowych. W sezonie 2022/2023 do wyścigu o nominacje staje film, ukazujący śledztwo dziennikarskie, które doprowadziło do ujawnienia licznych przestępstw seksualnych, jakich dopuścił się producent. Jednocześnie jest to symboliczne bicie się w pierś przez przedstawicieli Hollywood. Temat ważny, a film jak najbardziej potrzebny - co nie jest jednoznaczne z jego wysokim poziomem.

"Jednym głosem": Sprawa Harveya Weinsteina

W filmie "Jednym głosem" śledztwo w sprawie Weinsteina prowadzą dwie reporterki: Jodi Kantor (Zoe Kazan) i Megan Twohey (Carey Mulligan). Pierwsza - ze szkolnym plecakiem, w okularach z grubymi oprawkami, niepewnie wychodząca do redakcji gazety The New York Times - na początku robi wrażenie stażystki. Druga, idąca pewnym krokiem, w okularach przeciwsłonecznych, jawi się nam jako gwiazda dziennikarstwa.

Reklama

W obu przypadkach pierwsze wrażenia okazują się błędne. Jodi dorównuje swojej koleżance stażem jako doświadczona i skuteczna reporterka. Z kolei Megan zaraz przejdzie największy kryzys swej dotychczasowej kariery - jej artykuł o dziewczynie, oskarżającej o molestowanie kandydującego na urząd prezydenta Donalda Trumpa, przyciągnie jedynie hejt i groźby wobec obu kobiet. Jej praca nie wpłynie także na wynik wyborów.

Przydługi wstęp, prezentujący obie bohaterki, wydaje się zupełnie zbędny, gdy obie decydują się zbadać sprawę Weinsteina. Wraz z początkiem sprawy ich charaktery przestają mieć znaczenie i niemal zupełnie znikają. Niemiecka reżyserka Maria Schrader zdecydowała się powielić metodę Toma McCarthy’ego ze "Spotlight". Skupiła się na żmudnej dziennikarskiej pracy, a wszelkie emocje targające bohaterkami zaraz studziła. Bez żadnych uczuć o swoich przejściach z producentem opowiadają także jego kolejne ofiary. Emocje pojawiają się jedynie w retrospekcjach, przedstawiających młode dziewczyny przed i po atakach ze strony Weinsteina. W nich zobaczymy zagubienie, rozpacz i wściekłość. Nie usłyszymy ich jednak - wszystko zagłuszy beznamiętna narracja spoza kadru.

Głos mają ofiary producenta

W "Spotlight" odcięcie się od emocji dawało zaskakujący efekt. Gdy bohaterowie odkrywali skalę molestowania seksualnego, którego dopuścili się bostońscy duchowni, każda kolejna sprawa i suche liczby zdawały się jak cios w brzuch. W "Jednym głosem" tworzy się dziwny dystans do okropieństw, na które Weinstein skazywał kolejne kobiety. Paradoksalnie emocje zostają w większości przypisane właśnie założycielowi Miramaxu. Jego obecność przez cały czas wisi nad bohaterkami, fizycznie pojawi się on dopiero w finale - a i tak zobaczymy jedynie fragment jego pleców. Nader często usłyszymy za to jego głos, ponieważ świadomy śledztwa drapieżnik seksualny zacznie wydzwaniać do redakcji. Wściekły, wypierający się winy, w końcu udający nieświadomość krzywd, jakie wyrządził, ostatecznie skulony i żałosny - tak oto brzmi facet, który kiedyś trząsł Hollywood.

Schrader oraz jej scenarzystka Rebecca Lenkiewicz (wcześniej współpracująca z Pawłem Pawlikowskim przy oscarowej "Idzie") oddają głos ofiarom producenta. Pojawiają się nazwiska Gwyneth Paltrow, Rose McGowan oraz Ashley Judd (ta wciela się zresztą w samą siebie). Najwięcej czasu dostają jednak szerzej nieznane kobiety - stażystki i asystentki. Z ich opowieści wyłania się oskarżenie nie tylko wobec Weinsteina, ale i całego systemu, który wymusił zmowę milczenia i tym samym pozwolił drapieżnikowi krzywdzić tak długo. Wydaje się, że niektórzy biją się teraz w pierś lub starają się wybielić. Jednym z producentów "Jednym głosem" jest Brad Pitt, który swego czasu spotykał się z Paltrow i miał być świadomy zachowania szefa Miramaxu wobec niej.

Film Schrader jest zawieszony między kinem śledczym w rodzaju "Spotlight" i zaangażowanym thrillerem w stylu "Wszystkich ludzi prezydenta". Wszelkie wnioski z projekcji są jak najbardziej słuszne. Niestety, sam przekaz nie tworzy dobrego kina. Chociaż film budzi słuszny gniew, historia nie angażuje. Charaktery bohaterek, a także opisywanych przez nie kobiet, szybko znikają w cieniu ich doświadczeń oraz - co najgorsze - samego Weinsteina.

Jestem pewny, że ruch #metoo doczeka się wielu wspaniałych filmów (jeden już zresztą powstał - wybitna "Asystentka" Kitty Green). Niestety, "Jednym głosem" nie jest jednym z nich.

5/10

"Jednym głosem" (She Said), reż. Maria Schrader, USA 2022, dystrybucja: UIP, premiera kinowa: 25 listopada 2022 roku.

Film został pokazany w ramach 13. American Film Festival, odbywającego się we Wrocławiu w dniach o 8 do 13 listopada 2022 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jednym głosem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy