Reklama

"Interior": Szperając w duszy [recenzja]

Marek Lechki potrafi trzymać nas w napięciu w serialach takich jak "Pakt", ale na dużym ekranie zajmuje się przede wszystkim naszym wnętrzem. Nigdzie się nie śpieszy, nie oferuje nagłych zwrotów akcji, które sprawiają, że jesteśmy bliscy spadnięcia ze skraju fotela. Wwierca się jednak w duszę. Wżera w nią i chyba na długo potrafi w niej się rozgościć.

Marek Lechki potrafi trzymać nas w napięciu w serialach takich jak "Pakt", ale na dużym ekranie zajmuje się przede wszystkim naszym wnętrzem. Nigdzie się nie śpieszy, nie oferuje nagłych zwrotów akcji, które sprawiają, że jesteśmy bliscy spadnięcia ze skraju fotela. Wwierca się jednak w duszę. Wżera w nią i chyba na długo potrafi w niej się rozgościć.
Piotr Żurawski w filmie "Interior" /Paweł Flis /materiały prasowe

Prosta scena, w której po jednej stronie drzwi stoi Tomasz Kot, a po drugiej Ryszard Kotys, rozlega się pukanie, to jeden z najbardziej poruszających momentów w polskim kinie od lat. Tak zamknął Marek Lechki "Erratum" (2011), poetycką opowieść o utraconej i na nowo odbudowywanej więzi między synem i ojcem. W "Interiorze" reżyser i scenarzysta zabiera nas w inną podróż - nie wgłąb rodziny, a po Polsce, ale przede wszystkim po duszy człowieka drugiej dekady XXI stulecia. Pod lupę bierze mężczyznę (Maćka - w tej roli Piotr Żurawski) oraz kobietę (Magdę - Magdalena Popławska).

Oboje znaleźli się na zakręcie. On wszedł w upokarzający go konflikt z szefem, który od kilku miesięcy nie chce uiścić zaległego honorarium i zachowuje się jak skończona hiena (hien nie obrażając). Przed nią szef, lokalny polityk-karierowicz, stawia nierealne oczekiwania, jednocześnie nie zważając na to, że jej dziecko wylądowało właśnie w szpitalu i jest w bardzo złym stanie.

Reklama

Konflikt ze światem zewnętrznym służy jednak Lechkiemu tylko (aż?) jako pretekst, aby przyjrzeć się pewnemu stanowi zagubienia i rozedrgania kondycji człowieka w pewnym kraju, na pewnym etapie życia. Bohaterowie gonią za światem, jego pędem, podejmują decyzje w akcie pewnego buntu albo desperacji, w rozerwaniu między poczuciem obowiązku a sobą. Podążają za instynktem. Rozpadają się, ale... jest szansa - taką nadzieję "Interior" daje, że uda im się gdzieś, kiedyś na nowo posklejać, odzyskać kontakt z własnym "ja", z własnymi potrzebami i życiem, z własnym wnętrzem.

Lechki nie ułatwia widzowi odbioru - razem z operatorem Pawłem Flisem kreuje wizualny poemat. Dialogu tu niewiele. Niewiele, zgoła nic, nie dowiadujemy się o wcześniejszym życiu Maćka i Magdy. Obraz przemawia jednak mocno swoim rytmem, plastycznością, sugestywnością kolorów, zbliżeń i grą między ostrością i nieostrością. Zatrzymujemy się przy dziewczętach ćwiczących występ baletowy, przyglądamy buntowniczemu, politycznemu graffiti na filarach arkadowej promenady przy miejskim rynku. Poprzez własne doświadczenie i uczucia łączymy misternie zarysowane metafory i nici spajające los bohaterów. Czasami brzmieć to może pretensjonalnie - i dla części widzów "Interior" na pewno takim właśnie okaże się doświadczeniem. Inni będą do niego wracać przez lata, ciągle, na różnych etapach życia, odnajdując w nim jakąś nową płaszczyznę, niedopowiedzenie, marzenie, tęsknotę, której wcześniej nie dostrzegli.

Stworzył Marek Lechki kino poetyckie, radykalne w formie, wizualnie i muzycznie, aktorsko dopracowane w każdym calu. Kino wierzące we wrażliwość widza, dające mu wiele przestrzeni interpretacyjnej i rodzaj przeżycia emocjonalnego. Kino bezkompromisowe.

7/10

"Interior", reż. Marek Lechki, Polska 2019, dystrybutor: Mówi Serwis, premiera kinowa: 18 września 2020

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Interior
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy