"Il Boemo": W pogoni za marzeniami [recenzja]

Kadr z filmu "Il Boemo" /materiały prasowe

Pełna przepychu opowieść o wybitnym kompozytorze, który swego czasu podbił opery Wenecji, Neapolu, Florencji i Turynu, ale po chwili glorii zmarł w biedzie i osamotnieniu. Chory i oszpecony. Filmowa opowieść o Josefie Myslivečku - Il Boemo / Czechu - uwiedzie przede wszystkim koneserów.

Czesi uznali "Il Boemo" za swoją najlepszą produkcję ostatniego sezonu i zgłosili ją do oscarowej nominacji dla najlepszego filmu międzynarodowego. Nie udało się i po seansie decyzja Akademii nie zaskakuje, choć rozgłos na pewno pomoże w zwróceniu uwagi na urodzonego w Pradze w 1737 roku marzyciela Josefa Myslivečka, który rzucił stabilne życie młynarza i wyruszył w nieznane, na podbój włoskiej opery. Bez koneksji, bez funduszy, jedynie ze swoimi snami, talentem i chęcią pracy.

Imponujący świat XVIII wieku

Reklama

Zanurzony w złocie i muzyce "Il Boemo" przekona do siebie przede wszystkim wąskie grono melomanów, którzy zetknęli się już z postacią Josefa Myslivečka. Na 140 minut mogą zatopić się w widowisku pełnym - oczywiście - operowego przepychu. Kamera prowadzona przez urodzonego w Hiszpanii operatora Diega Romero zagląda do weneckich i florenckich pałaców. Z mrocznych wnętrz oświetlonych jedynie świecami wydobywa twarze przyozdobione perukami i maskami. Detale zdobień i eleganckich XVIII-wiecznych strojów. Wkracza do oper i do burdeli. Do ubogich pokoików, gdzie jedynym sprzętem jest instrument, i do eleganckich sal, gdzie gości arystokracja, gdzie celebruje się sztukę, ciało oraz towarzyskie gierki i intrygi. Międzynarodowy zespół scenografów, charakteryzatorów i kostiumografów (znalazła się w nim m.in. Andrea McDonald, która wcześniej pracowała przy głośnym "Jojo Rabbit", a także przy "Szarlatanie" Agnieszki Holland) wykonał prawdziwie imponującą, drobiazgową pracę.

Najwybitniejsi muzycy

Nie brakuje muzyki. Nie mogło być inaczej. Tu też czescy producenci postarali się o wybitne nazwiska. Kompozycje opracował i nagrał Vaclav Luks (dyrygował finałem Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina) razem ze swoim zespołem Collegium 1704 i gronem takich solistów jak Philippe Jaroussky, Raffaella Milanesi, Emöke Baráth, Simona Šaturová, Juan Sancho oraz Krystian Adam. W "Il Boemo" można się zasłuchać - pod warunkiem, że kocha się operę, można się też w ten film zapatrzeć. Niekoniecznie już jednak wciągnąć w samą historię.

Tylko gdzie intryga?

Scenariusz przygląda się życiu i karierze Il Boemo - Josefa Myslivečka od momentu, gdy zdobywa on pierwsze ważne, choć za mało płatne jak na wydatki, zlecenia, aż do jego śmierci, przedwczesnej, w wieku zaledwie 44 lat, prawdopodobnie z powodu syfilisu (biografie wskazują też inne możliwe przyczyny, ale film ich w ogóle nie uwzględnia). Chociaż reżyser i scenarzysta Petr Václav swoją operę rozpoczyna od zgonu kompozytora, to dalej podąża już bardzo klasycznymi, akademickimi wręcz ścieżkami.

"Il Boemo" wyraźnie czerpie inspiracje z najwybitniejszych filmowych dzieł o epoce, takich jak "Amadeusz" Miloša Formana czy "Barry Lyndon" Stanleya Kubricka (choć to nie o operze, to przecież o próbie awansu społecznego, i w szalonym, XVIII-wiecznym kostiumie i scenografii, fotografowanych przez Johna Alcotta tylko przy naturalnym świetle - w nocy: przy świecach). Niektóre ze scen niemal bezpośrednio przywołują wizualne rozwiązania mistrzów światowego kina.

Chciałby też chyba Petr Václav wykreować równie charyzmatycznego bohatera - życiorys Myslivečka ma wiele odcieni i zakrętów, poniekąd bardzo "filmowych". Od biedaka przez ulubieńca dworu do twórcy, którego arie są odrzucane. Młynarz, który zostaje znanym artystą otoczonym wianuszkiem kobiet i zaprzyjaźnionym z Mozartem (ich pierwsze spotkanie, gdy Wolfie jest jeszcze cudownym dzieckiem wędrującym po europejskich stolicach jest zresztą jedną z najżywszych scen całego filmu).

Już tylko tych kilka punktów otwiera wiele drzwi, możliwości dla niezwykle intrygujących i poruszających historii. Luki można niemal swobodnie wypełniać, gdyż wiele faktów z drogi Myslivečka po prostu przepadło w odmętach historii. Petr Václav z szans tych korzysta umiarkowanie. A jego aktor - muzyk i kompozytor Vojtech Dyk - chociaż to jego głosem w czeskim dubbingu "Sherlocka" mówi Benedict Cumberbatch, nie ma siły przebicia ani Toma Hulce'a ani Ryana O'Neala. A może nie ma po prostu takiego materiału.  

Pozostaje więc muzyka, kilka pikantnych scen erotycznych i wywierający wrażenie operowy rozmach. Może to wystarczy, aby widz rozpoczął samodzielne poszukiwania tego, kim Josef Mysliveček był i dlaczego Mozart w jednym z listów do domu pisał o nim: "Emanuje od niego ogień, duch i żywotność".

5,5/10

"Il Boemo", reż. Petr Václav, Czechy 2022, dystrybutor: nazywowkinach.pl, premiera kinowa: 10 marca 2023 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy