"Historie rodzinne": Mama, tata, tata i ja [recenzja]
Przedstawić historię swojej rodziny tak, by oglądało się to jak film szpiegowski? W autobiograficznym dokumencie kanadyjska aktorka i reżyserka Sarah Polley ("Take thiz Waltz", "Daleko od niej") w przewrotny sposób wykorzystuje konwencję "home movies", by przeprowadzić śledztwo w sprawie skrywanej przez lata rodzinnej tajemnicy.
Zaczyna się stereotypowo. Przedstawienie bohaterów spektaklu - ustawianie przed kamerą ludzi, którzy - domyślamy się - są rodziną reżyserki filmu. Siostra, bracia, ojciec... Matka? Diane Polley była znaną kanadyjską aktorką i gwiazdą telewizyjną, która zmarła na raka w 1990 roku. "Historie rodzinne" zaczynają się od wspomnień dotyczących jej osoby, ilustrowanych fragmentami nagrań z domowego archiwum. Powoli okazuje się jednak, że Sarah Polley ma o wiele lepszy powód, żeby zajmować się historią swojej rodziny niż tylko czułe wspomnienie zmarłej matki.
Rzecz jest już powszechnie znana: otóż ojcem aktorki wcale nie jest były aktor z Toronto i mąż Diane - Michael Polley, który po śmierci żony samotnie wychowywał Sarah, tylko producent filmowy z Montrealu - Harry Gulkin. Aktorka, jak i cała jej rodzina, dowiedzieli się o tym parę lat temu. Sekret udało się zachować Harry'emu Gulkinowi. "Historie rodzinne" są próbą rekreacji podjętego przez Sarah Polley śledztwa oraz związanych z nim konsekwencji.
Wspólnie z reżyserką bierzemy więc udział w specyficznym kinematograficznym teście DNA na ojcostwo: poprzez rozmowy z członkami swojej rodziny i przyjaciółmi matki autorki Sarah Polley podejmuje próbę rekonstrukcji wydarzeń z 1976 roku, kiedy jej matka wyjechała na kilka miesięcy do Montrealu, by wystąpić w miejscowej produkcji teatralnej. Kiedy kilkanaście lat później rodzina Polley żartowała sobie z faktu, że Sarah jest pewnie nieślubnym dzieckiem, w minimalnym stopniu jest bowiem podobna do ojca, nikt nie przypuszczał, że niewinne przytyki okażą się prawdą. Reżyserka "Historii rodzinnych" oddaje głos wszystkim członkom swej familii, każde świadectwo jest tu równie istotne, stając się ćwiczeniem z pamięci. Na pierwszym planie jest tu jednak dwóch mężczyzn, dwóch ojców Sarah: Michael Polley i Harry Gulkin.
Każdy z mężczyzn skonfrontowany jest przed kamerą Sarah Polley z osobistym doświadczeniem ojcostwa. Pierwszy w pewien sposób traci córkę, drugi - odzyskuje ją po latach. Nie o resentymenty jednak idzie reżyserce "Historii rodzinnych", tylko o mające terapeutyczny wymiar podjęcie rodzinnego dialogu. Jak obaj zachowali się w obliczu rodzinnej rewelacji, jak poradzili sobie z nową sytuacją, wreszcie - który z nich potrafił szczerze opowiedzieć o swoich przeżyciach? To właśnie z wielogłosowości "Historii rodzinnych" wyłania się prawdziwy, bo głęboko ludzki obraz rodzinnej traumy. Jednak traumy.
Pomimo niewątpliwego autobiograficznego charakteru dokumentu Polley paradoksem "Historii rodzinnych" jest zaakcentowanie przez reżyserkę fikcjonalnego wymiaru filmu. Konfrontując ze sobą opowieści wszystkich członków rodziny Polley pokazuje, że na każdą opowieść składa się szereg mininarracji; prawda, którą otrzymujemy, jest zaś wypadkową wszystkich relacji. I tak jak autorka filmu niczym rasowy śledczy podąża szlakiem rodzinnej tajemnicy, tak i my, widzowie, obserwując ziarniste archiwalne nagrania z kamery Super8 zaczynamy poddawać w wątpliwość ich autentyzm i zastanawiamy się, kto jest właściwie ich autorem. Podobnego suspensu nie powstydziliby się najwybitniejsi twórcy kryminałów.
9/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Historie rodzinne" (Stories We Tell), reż. Sarah Polley, Kanada 2012, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 15 listopada 2013
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!