"Heretic". Igrając z widzem

Hugh Grant w filmie "Heretic" /Album Online/East News /East News

Jeszcze nigdy nie widzieliśmy Hugh Granta w takiej roli. Owszem, grywał oślizgłych typów — wystarczy wspomnieć tylko o Danielu Cleaverze z serii o Bridget Jones. Nigdy nie zagrał jednak psychopaty w horrorze. Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz. W tym wypadku wyjątkowo udany, bo Grant sprawia, że seans "Heretyka", filmu nie do końca udanego, mija miło i niemal bezboleśnie.

Siostra Barnes (Sophie Thatcher) i siostra Paxton (Chloe East), dwie młode Mormonki, chodzą od drzwi do drzwi i głoszą słowo Boże. Zwykle zamiast "dzień dobry" słyszą kilka dosadnych słów i prośbę, by oddaliły się jak najszybciej, ewentualnie stają się obiektem poniżających żartów. Jednak przy ostatnim adresie na ich liście, w samotnym domu za miastem, zastaje ich pozornie miła niespodzianka. Oto otwiera im pan Reed (Hugh Grant), bardzo chętny do rozważań teologicznych. Mężczyzna zaprasza je do swojego domu. Szybko okazuje się, że to on zamierza przekonać dziewczyny do swoich poglądów na temat wiary. Barnes i Paxton nie mogą się wycofać. Muszą zagrać z szaleńcem w jego grę.

Reklama

"Heretic". Hugh Grant jako czarujący psychopata

Reed sprawia pozory ciepłego, wyrozumiałego i spokojnego mężczyzny w średnim wieku. Dopiero po zamknięciu drzwi i uwięzieniu młodych Mormonek w swoim domu ujawnia swoją prawdziwą naturę. To ten typ z klasy licealnej, który na przerwie po matematyce zaczynał tyradę, w jego mniemaniu obalającą wszystkie religie świata, a potem do końca dnia był z siebie dumny. Pozorny inteligent, który prezentuje kilka wykutych na blachę regułek z forów internetowych jako jedyną słuszną rację. Incel, ukrywający nienawiść do kobiet pod kwiecistą mową. Facet, który patrzy z wyższością na wszystkich, dopóki nie obali się jego argumentów — wtedy sięga po przemoc.

Reed jest postacią na tyle przerysowaną, że w nieodpowiednich rękach mógłby wypaść nieznośnie. Na szczęście do tej roli zaangażowano Hugh Granta. A ten bawi się nią, jakby jutra miało nie być. Bezczelnie szarżuje, jednak nigdy nie przekracza granicy, która sprawiłaby, że jego postać zaczęłaby irytować. Zamiast tego ciągle wyczekujemy, kiedy Reed powróci na ekran. Dzieje się tak także dlatego, że Grant z pełną świadomością korzysta ze środków, które sprawiły, że niemal trzy dekady temu stał się królem brytyjskich komedii romantycznych. Nawet w czasie bezczelnego mansplainingu jest czarujący. 

"Heretic". Hugh Grant przyćmiewa koleżanki z planu. I wady filmu

Niestety, odbija się to negatywnie na głównych bohaterkach. Barnes i Paxton są zbudowane na prostych stereotypach. Jedna to odziana w czerń zbuntowana brunetka z mroczną tajemnicą, która niemal od początku rzuca wyzwanie Reedowi. Druga to naiwna blondynka w różowym sweterku, która dosłownie podchodzi do reguł swej religii, a na dobrym serduszku ciąży jej nawet oglądany w internecie amatorski film dla dorosłych. Thatcher i East nie dostają tutaj wystarczająco dużo materiału, by cokolwiek wyrzeźbić. Nie w zestawieniu z tytanem charyzmy, jakim jest Grant. 

Reed odrywa także uwagę oglądających od innej kwestii. Twórcy filmu prowadzą bowiem z widzami grę nieco podobną do tej, którą Brytyjczyk wymusza na młodych Mormonkach. Oczywiście stawka jest inna — wszak nie chodzi o ludzkie życie, a dobrze spędzone dwie godziny w kinie — ale środki okazują się podobne. Tak jak Reed stara się przykryć błahość swoich tez pod efektownym słowotokiem, tak stojący za kamerą Scott Beck i Bryan Woods udają, że stworzyli precyzyjnie skonstruowany horror psychologiczny. Na ich korzyść działa nie tylko postać antagonisty, ale też niezwykle skomplikowana intryga, którą uknuł. Tymczasem "Heretic" jest głupiutkim kinem rozrywkowym z teologią w wersji pop.

Iluzję udaje się początkowo utrzymać dzięki dawkowaniu informacji. Motywacje i zachowanie Reeda jednocześnie niepokoją i ciekawią. Jednak gdy szczegóły jego planu wychodzą na jaw, pojawia się coraz więcej znaków zapytania, a czasem dłoń sama się otwiera i szybko leci do czoła, by głośnym plaśnięciem zaanonsować przekroczenie akceptowanego przez organizm stężenia absurdów. W pewnym momencie Reed zwraca Barnes uwagę, że weszła do jego domu i kontynuowała miłą rozmowę, mimo wysyłanych przez niego niepokojących sygnałów. Po prostu je zignorowała dla chwilowo lepszego samopoczucia. I liczono chyba, że widzowie także przymkną oko na liczne głupotki w imię dobrej zabawy. Wydaje mi się jednak, że miejscami wystawia się ich tolerancję na fabularne absurdy na ciężką próbę.

Podobnie jak Reed, Beck i Woods w końcu przeszarżowują, a ich misterna konstrukcja rozpada się niczym domek z kart. "Heretyk" przez długi czas udaje film o wiele mądrzejszy, niż jest naprawdę. Nie zmienia to faktu, że przez większość seansu pozostaje angażujący i efektowny. A widz bawi się wtedy niemal tak dobrze, jak Hugh Grant ze swoją rolą. 

6/10

"Heretic", reż. Scott BeckBryan Woods, USA 2024, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 22 listopada 2024 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Heretic | Hugh Grant
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy