"Hansel i Gretel: Łowcy czarownic": Chcecie bajki? Oto bajka
"Hansel i Gretel: Łowcy czarownic" to pierwszy anglojęzyczny i zrobiony dla większego studia film Tommy'ego Wirkoli. Ten norweski reżyser znany jest w Polsce przede wszystkim z "Zombie SS", komedii gore o nieumarłych nazistach.
Kampanie społeczne nie kłamią: zły dotyk boli całe życie. Grani przez Jeremy'ego Rennera i Gemmę Arterton Hansel i Gretel - czyli znani z baśni braci Grimm Jaś i Małgosia - w dzieciństwie wpadli w szpony pewnej wiedźmy. Przeżyli, ale już jako dorośli ludzie wciąż muszą przepracowywać tamtą traumę. Robią to tak, jak potrafią, dokładnie w ten sam sposób, co cały zastęp filmowych i komiksowych bohaterów - nie na kozetce u psychoanalityka, tylko z bronią w ręku. Hansel i Gretel są dwugłowym Punisherem XIX wieku: chodzą od wioski do wioski i eksterminują kolejne wiedźmy.
Od pewnego czasu postmodernistyczny renesans przeżywają klasyczne baśnie. "Czerwonego Kapturka" przekuto w gotycki romans, "Królewnę Śnieżkę" zaadaptowano już dwa razy: w postaci dark fantasy i psychodeliczno-bollywoodzkiej rewii, a kilka innych opowieści wykorzystano w serialu "Dawno, dawno temu". "Hansel i Gretel..." to kolejny obraz z nurtu, przy czym trudno mówić w jego przypadku o jakiejkolwiek reinterpretacji lub chociażby intertekstualnej zabawie. Wirkola nie jest aż tak "ambitny". Jego film jest po prostu trwającym kilkadziesiąt minut dowcipem.
Dowcip, jak to dowcip, nie potrzebuje rozbudowanej fabuły, głębokiego rysu charakterologicznego bohaterów i socjologicznego tła. Więcej - nie musi nawet respektować elementarnych zasad przyczynowo-skutkowości i może rozgrywać się w zaledwie naszkicowanej, prowizorycznej przestrzeni. To właśnie przypadek "Hansel i Gretel... ": nic tu się nie trzyma kupy. Psychologia bohaterów ogranicza się tylko do uzasadniania ich żądzy krwi, nagromadzenie zbiegów okoliczności przywodzi na myśl komedie omyłek, a świat przedstawiony wydaje się być sklecony naprędce z akurat potrzebnych miejsc i rekwizytów - z umownej XIX-wiecznej scenerii i steampunkowych broni, których Jasiowi i Małgosi mogliby pozazdrościć i John Rambo, i James Bond, i Batman.
Jest to dowcip daleki od jakiegokolwiek wyrafinowania, ale Wirkola potrafi opowiedzieć go z dużym polotem. Przybywszy do USA jako znany przede wszystkim z kampowego wygłupu pucybut, bardziej niż reżyserem-wyrobnikiem wydaje się reżyserem-geekiem, czyli kimś napędzanym przede wszystkim przez chęć dobrej zabawy. Jego film jest równie durny, co bezpretensjonalny i energetyczny. Wirkola unika patosu i nawet, gdy umiera któryś z bohaterów, to zbyt długo po nim nie rozpacza; stawia przede wszystkim na rubaszny humor i dosadną przemoc. Udaje mu się zbudować też często dość sugestywny nastrój grozy - dzięki niemieckim plenerom, ewokującym literacki materiał źródłowy, a także bombastycznej, ale efektownej muzyce autorstwa Atli Örvarssona.
"Hansel i Gretel..." byliby wzorcowym c-klasowym mordercą szarych komórek, gdyby nie jeden mały problem: 3D. Potrzebne do oglądania trójwymiarowych efektów okulary zaciemniają obraz, co w przypadku akurat tego filmu, rozgrywającego się przede wszystkim w nocy lub w posępnych domostwach, sprawia, że wiele scen akcji zmienia się w bezładną szamotaninę cieni.
6/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Hansel i Gretel: Łowcy czarownic" ("Hansel and Gretel: Witch Hunters"), reż. Tommy Wirkola, USA, Niemcy 2013, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 8 lutego 2013 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!