"Gotti" [recenzja]: Laurka dla mafiosa

John Travolta w filmie "Gotti" /East News

"Gotti" czekał na realizację siedem długich lat. W tym czasie odpadła spora część pierwotnej ekipy, na pokładzie ostał się tylko John Travolta. Film Kevina Connolly’ego (aktor znany z serialu "Ekipa") zdecydowanie nie jest jak wino - długość czasu produkcji mu się nie przysłużyła.

Od kompletnej porażki ratuje film Travolta, który z lepszym scenariuszem miałby szansę stworzyć całkiem ciekawą rolę. Tymczasem scenariusz "Gottiego" skacze od jednego wydarzenia do drugiego bez pomysłu, jak wszystko złożyć w całość i nadać konkretny ton. Od czasu do czasu Connolly przypomina sobie o szacownych tradycjach kina mafijnego i zapożycza sceny z "Ojca chrzestnego", nie zauważając, że Coppola pozwalał ujęciom wybrzmieć. 

"Gotti" otwiera przemowa zza grobu tytułowego bohatera o wspaniałości Nowego Jorku, który trzyma w swej mafijnej garści. Nie zdążymy sobie nawet odpowiedzieć, czy to tak na serio, czy jednak Connolly stara się zrobić zabawny paszkwil, bo akcja biegnie dalej. Gdy reżyser wpada w panikę, że publiczność może nie nadążyć, powtarza sceny, wyjaśnia i pokazuje wszystko jak na dłoni.

Reklama

W ten sposób śledzimy losy mafiosa, który trząsł Nowym Jorkiem od lat 70. XX wieku. Pod koniec lat 80. zaczął wspinać się na szczyt, by w końcu zostać głową jednej z najważniejszych mafijnych rodzin tamtego okresu. Prawu umykał wielokrotnie, choć ostatecznie wylądował z pięciokrotnym dożywociem w więzieniu federalnym, gdzie umarł na raka. 

Portret Gottiego zostaje namalowany z perspektywy jego najstarszego syna, zapatrzonego w ojca jak w święty obrazek. Jest to obraz mało zniuansowany i raczej słodki niż słodko-kwaśny. Kochający ojciec i mąż, który co prawda z zimną krwią morduje przeciwników, ale pomoże staruszce, będzie gryzł w samotności pięść po ogromnej rodzicielskiej stracie i nie tknie "cywilów".

Im dalej w las, tym większe czujemy zagubienie i niedosyt. Kim jest Gotti? Skąd pochodzi? Co go ukształtowało? Co sprawiło, że stał się medialną sensacją lat 90.? Dlaczego pozwolił synowi pójść w swoje ślady, mimo że nieustannie powtarza, że jego dzieci mają mieć porządny zawód? Pytania się mnożą się i pozostają bez odpowiedzi. 

Connolly wplata sceny ze starych reportaży i filmów dokumentalnych o zamieszkach po złapaniu i osądzeniu Gottiego, również z jego pogrzebu. Ludzie wspominają, jaki to był dobry człowiek, a za jego czasów było spokojniej na ulicy. Gotti jest ciekawy nie tyle jako postać, co fenomen swoich czasów. Poprzez jego historię można byłoby stworzyć ciekawy portret Ameryki w czasie ogromnych przemian.

Niestety twórcy tego nie dojrzeli. Travolta robi co może, ale ostatecznie zmienia się w karykaturę, a duet z cukierkowatym Spencerem Rocco Lofranco w roli syna zdecydowanie w tym wszystkim nie pomaga.

4/10

"Gotti", reż. Kevin Connolly, USA 2018, dystrybutor: Mayfly, premiera kinowa: 7 września 2018

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gotti
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy