Reklama

"Gorący towar": W tym szaleństwie jest metoda!

"Gorącym towarem" Paul Feig udowadnia, że mimo pięćdziesiątki na karku, jest jednym z największych wariatów w Hollywood. Jego nowa komedia łamie wszelkie schematy i bawi do łez.

Żegnajcie ugrzecznione komedyjki, adios poprawności polityczna, goodbye klasyczny ideale kobiecego pięknego! Paul Feig pozwala wierzyć, że wasz czas wreszcie się skończył. Jego najnowszy film wygląda tak, jakby twórca przepchnął cichaczem scenariusz do realizacji przez kolejne biura decydentów Fabryki Snów, z ominięciem tych pokoi, w których zasiadają fachowcy wyspecjalizowani w wyłapywaniu elementów mogących kogoś urazić.

W "Gorącym towarze" cięty język bohaterek zdaje się niczym nieograniczony. Bezlitośnie wyśmiani zostają albinosi, osoby z domu dziecka, pruderyjne kobiety czy "niemęscy" faceci.

Reklama

Prowodyrką ostrych żartów jest Mulllins, policjantka z Bostonu. To na barkach wcielającej się w nią Melissy McCarthy spoczywa cały humor słowny. Kobieta nieprzerwanie sypie inwektywami, zagarniając uwagę widza (i kamery) dla siebie. W opozycji do niej stworzono postać jej partnerki, Ashburn (Sandra Bullock). Ta jest ułożoną i opanowaną pracoholiczką, która rozstała się z mężem, bo ten rozpraszał ją w pracy. Nikogo chyba nie zdziwi, że te na pozór skrajnie różne bohaterki dobrały się jak w korcu maku.

Trudno, żeby było inaczej. "Gorący towar", pomimo swojej innowacyjności i śmiałości w łamaniu schematów, pozostaje wierny gatunkowej kliszy. Najwyraźniej amerykańskie stacje telewizyjne, tak samo jak polskie, miłują się w powtórnych emisjach filmów z serii "Zabójczej broni" czy "Godzin szczytu". Feig musiał widzieć je wielokrotnie. W konwencji kryminalnej komedii czuje się jak ryba w wodzie - doskonale wie, kiedy podkręcić akcję, a kiedy spuścić z tonu i postawić na slapstick. Efektem są salwy śmiechu na widowni nierzadko dławione zaskoczeniem.

Podobnie było przy okazji poprzedniego filmu reżysera - "Druhen". Te dwa dzieła mają ze sobą znacznie więcej wspólnego, niż tylko umiejętność wywoływania uśmiechu. Feig pozostaje konsekwentny w portretowaniu niestandardowych kobiecych bohaterek (twórca po raz kolejny spotkał się na planie z Melisą McCarthy), ale jego kino ma niewiele wspólnego z wcielaniem w sztukę feministycznych postulatów. Chociaż scenarzystce, Katie Dippold zdarza się uderzyć w poważne tony i zwrócić - już zupełnie na poważnie - uwagę widzów choćby na problem szowinizmu w miejscu pracy, pięćdziesięcioletni Feig nie zmienia tonacji.

Twórca, który ma na koncie poważny dramat o uciekinierze z komunistycznego reżymu ("Odnaleźć przeznaczenie"), tym razem pozwala wybrzmieć refleksjom w anturażu kompletnego szaleństwa. I dobrze, bo w tym szaleństwie jest metoda.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Gorący towar" ("The Heat"), reż. Paul Feig, USA 2013, dystrybutor: Imperial CinePix, premiera kinowa: 19 lipca 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama