Moda na kinowe uniwersa trwa w najlepsze. Zainspirowani sukcesem Marvela hollywoodzcy producenci szukają każdej drogi, która pozwoli im przyciągnąć widzów i zagwarantować kasowy sukces kolejnych filmów. Kluczem są bohaterowie, których pokochamy tak jak The Avengers. Niesiona sukcesem "Godzilli" Garetha Edwardsa wytwórnia Warner Bros. zamiast na ludzi postawiła na... potwory. Niestety, zanim zdążyła nas w nich rozkochać, "Królem potworów" doprowadziła swoje Monsterverse na skraj upadku.
W filmie Michaela Dougherty'ego minęło kilka lat od wydarzeń z pierwszej "Godzilli". Opanowany przez pradawnych gigantów świat podniósł się z kolan po tragicznym w skutkach starciu Godzilli z M.U.T.O, a nuklearna bestia przepadła w odmętach oceanu. Nie wszyscy jednak pogodzili się z przeszłością.
W "Królu potworów" poznajemy małżeństwo Russellów (Vera Farmiga i Kyle Chandler), które w ataku na San Francisco straciło syna. Tragedia doprowadziła ich do rozstania, a w Emmie Russell wzbudziła ponadto potrzebę zgłębienia tajemnic superpotworów. Gdy wraz z nastoletnią córką, Madison (Millie Bobby Brown), bada miejsca ich hibernacji, dochodzi do serii niespodziewanych zdarzeń, dzięki którym na świat przychodzą kolejne monstra jak Mothra, Rodan czy trzygłowy Król Ghidorah. W tym samym czasie przypomina o sobie Godzilla. Między hiperpotężnymi gatunkami wkrótce dochodzi do walki o dominację, w której największym przegranym może okazać się... ludzkość.
W ciągu przeszło dwugodzinnego seansu przez ekran przewijają się dziesiątki bohaterów - zarówno ludzi, jak i Tytanów. Żadna postać nie jest jednak na tyle ciekawa, by mierzyć się z ogromnymi bestiami. Wydaje się wręcz, że ludzie są tu zbędnym dodatkiem do przedstawionej rozwałki. A że Mothra, Rodan i Król Ghidorah to jedynie kilka diamentów w potwornej koronie Monsterverse, łatwo przewidzieć, że dzieje się sporo... Scenarzysta Zach Shields i reżyser Michael Dougherty postanowili wrzucić do drugiej "Godzilli" wszystkie pomysły (i wszystkie potwory), jakie przyszły im do głowy, z ekranu wylewa się więc tona czarów z komputera. Jest głośno, wybuchowo, efektownie. I nikt nie przejmuje się tym, że film nie ma najmniejszego sensu. Michael Bay byłby dumny.
Jedynym, co wybija drugą "Godzillę" ponad poziom "Transformersów" są majestatyczne zdjęcia Lawrence'a Shera. Łatwo zauroczyć się podkręconymi do granic kolorami, widowiskowymi kadrami i odrealnioną stylistyką. Niestety, w nadmiarze i tego można mieć dosyć. Film Dougherty'ego jest bowiem tworem zupełnie nieposkromionym - i każdą swoją zaletę potrafi przekuć w wadę. Nawet walki potworów - prawdopodobnie jedyny powód, dla którego widzowie kupią bilety na "Króla potworów", w końcu zaczynają nużyć. Są powtarzalne, długie, męczące. Oczywiście, są też znakomicie zrealizowane. Ale gdy patrzy się na nie o godzinę za długo, świadomość, że to jedynie wytwór komputera i efekt godnej podziwu pracy grafika staje się przybijająca. W "Królu potworów" niemal wszystkiego jest za dużo. Brakuje jednego - duszy.
O emocjach i napięciu najlepiej nie wspominać. Fabuła plącze się bez ładu i składu. Zwroty akcji są tak niespodziewane, że zaskoczeni wydają się nimi nawet aktorzy. Motywacje bohaterów są z kolei idiotyczne. Co gorsza, w "Królu potworów" nie ma ani jednej postaci, której warto kibicować, nie mówiąc o zaangażowaniu w jej losy. Najbardziej warta uwagi jest tytułowa Godzilla - ale jedynie dlatego, że wreszcie w przeciwieństwie do pierwszej części możemy ją zobaczyć w pełnej krasie.
I o ile filmowi Garetha Edwardsa również można wiele zarzucić (na czele z patosem, którego "dwójce" też nie brakuje), zapowiadał ciekawą przyszłość całemu Monsterverse. "Król potworów" natomiast to krok po linii najmniejszego oporu i po niezłym "Kongu: Wyspie Czaszki" cios w plecy dla fanów monster movies. Jeśli przyszłoroczne starcie Godzilli i Konga ("Godzilla vs. Kong") będzie wyglądało podobnie, zwiastuję nowemu uniwersum bardzo krótką przyszłość...
4/10
"Godzilla II: Król potworów" (Godzilla: King of the Monsters), reż. Michael Dougherty, USA 2019, dystrybutor: Warner Bros., premiera kinowa: 14 czerwca 209 roku.