"Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle": Tutaj nawet baby nie pomogą [recenzja]

Paulina Gałązka i Sebastian Stankiewicz w scenie z filmu "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle - prawdziwe historie polskich fortun" /materiały prasowe

Heathcliff Janusz Iwanowski kojarzony jest przede wszystkim ze współpracy z Michałem Węgrzynem, przy którego filmach pracował jako producent. "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle" jest jego debiutem reżyserskim. Projekt ten wydaje się bardzo ambitny - to wielowątkowa opowieść kryminalno-komediowa łącząca nostalgiczny obraz czasu przemian ustrojowych z jakże aktualnymi hasłami feministycznymi. Przynajmniej w teorii. Gotowy film jest takim bałaganem, że nie wiem, czy diabeł lub tytułowe baby cokolwiek by tutaj zdziałały.

"Gdzie diabeł nie może...": Epicka opowieść w dwóch częściach?

Iwanowski wraz ze swoim współscenarzystą Rafałem Wosiem (z którym pracował wcześniej przy "Gierku") przedstawia rozciągniętą na lata osiemdziesiąte XX wieku opowieść o grupie cinkciarzy i oszustów, którzy sięgnęli po wielkie pieniądze - oczywiście za cichym przyzwoleniem państwowych urzędników. Równolegle przedstawiają ich żony i kochanki, niby podporządkowujące się woli mężczyzn, ale w krytycznym momencie niebojące się sięgnąć po swoje.

Historia naszych bohaterów jest na tyle epicka, że twórcy od razu zdecydowali podzielić się ją na dwie części. Zwiastun sequela pojawi się na chwilę przed napisami końcowymi "Gdzie diabeł nie możę...". Niestety, nie jestem przekonany, czy po seansie "jedynki" widzowie będą wyczekiwać kontynuacji.

Reklama

Już sam początek nie zwiastuje nic dobrego za sprawą wszechwiedzącej narratorki, która spoza kadru objaśnia nam znaczenie oglądanych przez nas scen i motywację postaci. Osobiście jestem za tym, by prawnie zakazać tego zabiegu. Jasne, niektórzy twórcy potrafią z niego korzystać, m.in. Martin Scorsese w "Chłopcach z ferajny". Najczęściej oznacza on jednak łopatologię i narracyjne skróty. Inna sprawa, jak wyglądałby ten film bez narratorki. Film Iwanowskiego jest bowiem ogromnym bałaganem.

Twórcy w pierwszych minutach przedstawiają nam multum postaci, rysowanych grubą kreską, a jednocześnie na tyle niewyróżniających się i zbędnych, że szybko zaczynają się nam mylić. Forma, estetyzująca lata osiemdziesiąte, stawiająca na dynamikę i zamierzone efekciarstwo, kłóci się ze ślamazarnie prowadzoną opowieścią. Scenarzyści często nie potrafią zrezygnować z pewnych zbędnych szczegółów, dlatego przedstawiają nam cały przekręt krok po kroczku. Niestety, umyka tu napięcie, jakakolwiek ekscytacja. Bohaterowie walczą o wielkie fortuny, tymczasem przez cały czas zaskakuje brak poczucia jakiejś stawki.

"Gdzie diabeł nie może...": Nie sprawdza się jako opowieść o kobietach

Film Iwanowskiego nie sprawdza się także jako opowieść o silnych kobietach. Tytułowe "baby", z dumą górująca na plakatach promocyjnych nad licznymi męskimi bohaterami, w rzeczywistości mają znikomy wpływ na fabułę. O ile Dorota (Małgorzata Kożuchowska) jawnie manipuluje swoim niezbyt rozgarniętym mężem Karolem (Rafał Zawierucha), to pozostałe postaci żeńskie: Krystyna (Dominika Gwint-Dunaszewska) oraz nasza narratorka Marzena (Agnieszka Więdłocha), przez większość czasu znajdują się na trzecim planie intrygi. Końcowy bunt Krysi wydaje się wymuszony i niewynikający z drogi postaci. Z kolei Marzena - teoretycznie główna bohaterka - do końca pozostaje bierna i dopiero zwiastun sequela sugeruje, że weźmie sprawy w swoje ręce. Tylko po co ta kontynuacja? W pierwszej części jest tyle waty, że spokojnie udałoby się zamknąć całość fabuły w jednym pełnym metrażu.

"Gdzie diabeł nie może...": Rozwodniona opowieść o okropnych ludziach

Miało być rozrywkowe kino kryminalne w stylu "Najmro" Mateusza Rakowicza. Wyszła rozwodniona opowieść o okropnych ludziach, która nie potrafi znaleźć własnego języka, a jednocześnie pławi się w samozachwycie. Raz idziemy w political-fiction, raz w farsę (postać sportowca grana przez Michała Koterskiego, nierozstająca się z rakietą do tenisa), raz w film o układzie z diabłem (Cezary Łukaszewicz jako demoniczny pułkownik) - ale niemal nigdy nie trafiamy. Szkoda aktorów, przede wszystkim wspominanego Łukaszewicza i Sebastiana Stankiewicza, na którego nasze kino - po odkryciu go w "Panie T." Marcina Krzyształowicza - wciąż szuka pomysłu.

Ocena: 3/10

"Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle", reż. Heathcliff Janusz Iwanowski, Polska 2022, premiera kinowa: 14 października 2022 roku

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy