Reklama

"Gangster": Pewnego razu na dzikim wschodzie

W 1931 roku w Virginii, na wschodzie Stanów Zjednoczonych, trzej bracia Bondurant rozpoczynają produkcję bimbru. Interes się rozwija, nielegalny alkohol płynie szerokim strumieniem do wpływowego gangstera z Chicago. Hossa trwa do czasu, gdy w okolicy pojawia się nowy zastępca szeryfa z miasta, sadystyczny Charlie Rakes.

"Gangster" to kolejny po "Propozycji" wspólny projekt dwóch Australijczyków - Johna Hillcoata i Nicka Cave'a. Historia braci Bondurant inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami opisanymi przez Michael Bonduranta w jego powieści. Amerykańska prowincja w czasach prohibicji okazała się miejscem, które idealnie wpasowało się w filmowe światy dominujące w twórczości Hillcoata. W "Propozycji", brutalnym westernie rozgrywającym się gdzieś w australijskim outbacku w czasach kolonialnych, czy w "Drodze", kinie drogi osadzonym w postapokaliptycznej Ameryce, rzeczywistość nie istnieje poza prawem, nie jest ogarnięta anarchią, a raczej rządzi się odrębnym, surowym kodeksem. Natura czasem stanowi kontrast w stosunku do brutalnych relacji społecznych, czasem je z kolei podkreśla, zawsze wyizolowuje bohaterów i ich historie.

Reklama

Hillcoat za każdym razem tworzy rodzaj filmowej ballady, jaką zapewne dawniej śpiewano czy opowiadano sobie przy ognisku. I jak dawne opowieści niesie ona ze sobą ładunek dodatkowych znaczeń, o mechanizmach relacji międzyludzkich i wewnętrznych instynktach kierujących nami w walce o przetrwanie ("Droga") czy o podwalinach przyszłego społeczeństwa i jego charakteru ("Propozycja"). Nie inaczej jest w przypadku "Gangstera", który wydaje się historią idealnie wpasowującą w fascynacje Hillcoata. Zamiast walki mafiosów w Chicago czy Nowym Jorku dostajemy amerykańską głęboką prowincję czasów prohibicji ze stałymi elementami budującymi podobne światy przedstawione w innych filmach australijskiego reżysera, w tym motywem okrucieństwa, jakie zdolni są czynić sobie nawzajem ludzie oraz często odrębnym poczuciem honoru i moralności.

W "Gangsterze" zagrało niezwykłe wyczucie materii kina, co pozwoliło zbudować historię niemal namacalną. To kolejny wspólny projekt Hillcoata ze scenografem Chrisem Kennedym i projektantką Margot Wilson. Filmowa rzeczywistość "Gangstera" wypełniona jest brudem, kurzem i... nudą. To jedno z najbardziej fascynujących elementów tego filmu: pewnego rodzaju monotonia życia toczonego na stacji benzynowej i pubie braci, przerywana szokującymi wręcz aktami agresji, zwłaszcza po przyjeździe Rakesa. Owa brutalność to mieszanka dosłowności i niedopowiedzenia: z jednej strony skrupulatnie ukazane podrzynania gardła, z drugiej - krótkie zbliżenie na nagą, płaczącą Murzynkę siedzącą na gazetach rozłożonych na łóżku. Co stało się chwilę wcześniej z udziałem psychopatycznego Rakesa? Hillcoat doskonale wie, że nasza wyobraźnia bywa czasem bardziej wymyślna od najbardziej chorych wizji twórcy.

Najmocniejsze jednak punkty "Gangstera" to zdjęcia i aktorzy. Hillcoat powrócił do współpracy z operatorem "Propozycji", Benoit Delhomme, który perfekcyjnie potrafi wygrać często na ulotnych, trwających chwilę obrazach podskórne napięcie, "poetyckość" przemocy i dominującą we wspólnych pracach Hillcoata i Cave'a gotyckość. W końcu, "Gangster" to aktorski samograj, poczynając od genialnego Guy'a Pearce'a w roli sadysty-dandysa Rakesa, przez epizod Gary'ego Oldmana, po Toma Hardy, który, jak doskonale to określił krytyk Daniel Carlson, udowadnia, w jaki sposób stworzyć świetną, pełną emocji rolę, posługując się przeważnie dźwiękami bliższymi murmurando niż zwykłemu dialogowi. Zaskoczył nawet Shia La Beouf, który całkiem sprawnie poradził sobie z rolą najmłodszego z braci, mieszając młodzieńczą bezczelność z naiwnością i strachem. Całości dopełniają Mia Wasikowski jako córka pastora i piękna Jessica Chastain jako femme fatale z wielkiego miasta zaczynająca na nowo życie na prowincji.

Hillcoat gra wszystkimi elementami - obrazem, dźwiękiem (amerykański we wszystkich odmianach), muzyką Cave'a, aktorami... Chwilami może, podobnie zresztą jak w "Propozycji", można odnieść wrażenie, że jest to koncert sam dla siebie, tracący momentami tempo. Na tyle jednak unikalny, że mimowolnie raczej wchłania widza niż wciąga. Ostatecznie bowiem od światów Hillcoata trudno się uwolnić.

8/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Gangster" ("Lawless"), reż. John Hillcoat, USA 2012, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa 23 listopada 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama