Opowiadanie o PRL-u bez polityki - tak najprościej można określić najnowszy, udany film Janusza Majewskiego, podkreślając jego największą zaletę.
Tego, że takie filmy są nam potrzebne, dowodzi choćby nagroda Srebrnych Lwów, którą "Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy" zdobyli na festiwalu w Gdyni. To rzadki przykład rodzimego feel-good-movie, w którym słowa historia nie pisze się wielką literą, a czasów komunizmu nie odmalowuje odcieniami szarości. Przeciwnie. Pokazane tu kluby nocne i dansingi zrobiłyby dziś niebywałą karierę.
Mienią się one żywymi kolorami, które podkreśla jazz, najważniejszy bohater tego filmu. Zakazaną muzyką interesuje się Fabian (Maciej Stuhr), który do Polski Ludowej wraca z zagranicy. Nie pasuje nijak do powojennej rzeczywistości nad Wisłą. Jeździ czerwonym kabrioletem, nosi się w dobrze dobrane stroje, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Na dodatek chce nauczyć Polaków stojącego na cenzurowanym swingu. Ten radosny mężczyzna to oryginał zarówno w ekranowym uniwersum, jak i w polskim kinie historycznym.
Radość z życia, która wylewa się z ekranu, udziela się widzowi. Z kina można wyjść w lepszym nastroju, a w drodze do drzwi - zamiast tradycyjnego rozpychania się łokciami - napotkać kilka uśmiechniętych twarzy. Jeśli tego typu filmy stałyby się nowym kinem narodowym, my mielibyśmy szansę stać się lepszym narodem.
Pomysł na "Excentryków..." do Majewskiego przyszedł w czasie lektury książki Włodzimierza Kowalewskiego pod tym samym tytułem. Materiał literacki okazał się dobrym budulcem scenariusza. Reżyser "Zaklętych rewirów", choć tym razem poszedł w stronę fantazji, nie odpuścił sobie zupełnie realizmu. Jego bohaterowie osadzeni są w historii Polski. Ich biografie naznaczają zesłania na Syberię czy wysiedlenia z Kresów Wschodnich na Ziemie Odzyskane. Ale to nie one są fabularnym zapalnikiem. Tym stało się pragnienie znalezienia radości w świecie od ideału dalekim. A radością jest jazz, również potraktowany przez reżysera z należytą powagą. Muzyczne standardy wykonują profesjonalni jazzmani. Nie ma mowy o fałszywej nucie.
Najważniejszą tendencją w polskim kinie, którą można było zaobserwować na ostatnim festiwalu w Gdyni, było wstawanie z klęczek. Nadwiślańscy twórcy przestali bić czołem przed takimi tematami jak choroba nowotworowa ("Moje córki krowy" Kingi Dębskiej), relacje rodzinne ("Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej) czy podlewana dotąd martyrologicznym sosem historia (właśnie "Excentrycy..."). Filmy te znajdują swoją widownię, a aktorzy mają autentyczną radość z grania w nich. U Majewskiego smakowite sceny mają Anna Dymna, Wojciech Pszoniak, Wiktor Zborowski i inni dawno nie widziani aktorzy. Twórca "C.K. Dezerterów" pamięta o klasykach, ale jednocześnie myśli nowocześnie: tak jak młodsze od niego Dębska i Szumowska wie, że kino ma sprawiać radość i twórcom, i odbiorcom. Tak trzymać.
7/10
"Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy", reż. Janusz Majewski, Polska 2015, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 15 stycznia 2016