"Endless" [recenzja]: Wir nostalgii

Kadr z filmu "Endless" /materiały prasowe

Dwaj bracia, Justin i Aaron, postanawiają wrócić do łona. Łonem jest dla nich obóz należący do sekty, której członkami byli we wczesnej młodości. Sekty lub komuny. Kwestia definicji. Kwestia pamięci. We wspomnieniach fakty ulegają rozmyciu i zmieniają się w impresje.

Dekadę po opuszczeniu grupy bracia prowadzą szarą egzystencję źle opłacanych sprzątaczy, a po godzinach uczęszczają na sesje terapeutyczne, które maja pomóc im w staniu się samodzielnymi jednostkami. Nie wyglądają na przesadnie szczęśliwych ludzi.

Pewnego dnia bohaterowie otrzymują nagranie z obozu, które stanowi dowód na to, że członkowie ugrupowania nie popełnili - jak można było się spodziewać - zbiorowego samobójstwa. Ogarnięty tęsknotą Aaron pragnie sprawdzić, co dzieje się teraz w miejscu, które przez wiele lat uważał za swój dom. Justin nie uważa tego za dobry pomysł, ale decyduje się wyruszyć w podróż razem z nim. Czuje się za niego odpowiedzialny. Ponadto prawdopodobnie i on marzy o powrocie do obozu, który nosi jakże wymowną nazwę Arkadia.

Reklama

Arkadia rzeczywiście przypomina raj na ziemi. Mili ludzie, smaczne i zdrowe jedzenie, malownicza sceneria. Czemu właściwie Aaron i Justin nie chcieli tu żyć? Bohaterowie korzystają z gościny dawnych towarzyszy, którzy zdają się nie mieć im za złe odejścia. "Endless" nie stanowi jednak współczesnej wariacji na temat przypowieści o synu marnotrawnym. Jak się okazuje, opuszczenie Arkadii nie jest po prostu kwestią przekręcenia kluczyków w stacyjce i odjechania w stronę horyzontu.

Wystarczy rozejrzeć się, aby odkryć, że w okolicy dzieją się dziwne rzeczy. Arkadia jest na swój sposób cudowna, ale też niebezpieczna. To wir, w który wpadają Justin i Aaron. Metafora jest czytelna: "Endless" traktuje o tym, że zbyt duże przywiązanie do przeszłości potrafi być fatalne w skutkach. Ubranie tej myśli w konwencję thrillera science fiction jest, trzeba przyznać, dość zamaszystym posunięciem. Mimo to film nie wydaje się pretensjonalny. Przy swoich ambicjach udaje mu się zachować urok rozrywkowych opowieści z dreszczykiem.

W główne role wcielają się tu Justin Benson i Aaron Moorhead, którzy są też reżyserami "Endless". Duet ten zrealizował przedtem "Spring", szalenie oryginalny film, będący zaskakująco zgrabnym połączeniem "Przed wschodem słońca" Richarda Linklatera z wątkami wyjętymi z prozy H. P. Lovecrafta. Ich nowe dzieło nie jest aż tak ekstrawaganckie, ale również odznacza się wyobraźnią, inteligencją i polotem.

"Endless" to udane niezależne kino fantastyczne, takie, które wychodzi poza zmęczone gatunkowe schematy i omija budżetowe ograniczenia. Chociaż w filmie pojawiają się gdzieniegdzie efekty specjalne, to przez większość czasu nastrój niesamowitości jest budowany za pomocą innych środków - ambientowej muzyki, inscenizacyjnych sztuczek i samej historii, która powściągliwie, ale systematycznie odsłania swoje drugiego dno.

7/10

"Endless", reż. Justin Benson i Aaron Moorhead, USA 2017, dystrybutor: M2 Films, premiera kinowa: 7 września 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Endless
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy