"Egzamin" [recenzja]: Bilet do przyszłości

Fotos z filmu "Egzamin" /materiały dystrybutora

Nie mógł tego przewidzieć. Pewne rzeczy są poza naszym zasięgiem. W przypadku historii Romea Aldei - cenionego lekarza - chodzi o pecha. Można to też nazywać kaprysem losu albo zemstą systemu, który mimo upływu czasu blokuje swoich obywateli. Plan był bardzo prosty. Córka Romea, Eliza jest nastolatką, która po maturze ma opuścić Rumunię. Jej celem jest stypendium w Wielkiej Brytanii. Z jednej strony szansa na nową przygodę, z drugiej - bilet do przyszłości - przepustka do raju.

Najciekawszy motyw w tym obrazie relacji ojca i córki to wiara opiekuna w to, że na mitycznym Zachodzie - w Wielkiej Brytanii jego dziecko nie będzie narażone na sytuacje systemowego upokorzenia. Łapówka będzie dla niej czymś obcym. Nie będzie musiała kombinować, zgadzać się na kompromisy, którymi gardzi. Nie będzie obywatelką drugiej kategorii - poza głównym nurtem. Naiwna gloryfikacja tego, co nazywamy Europą Zachodnią z jednej strony dziwi, z drugiej staje się przyczynkiem do analizy sytuacji rumuńskiego społeczeństwa - szerzej krajów postsowieckich/postkomunistycznych w Europie Środkowej i Wschodniej.

Reklama

Romeo (Adrian Titieni) to człowiek wykształcony i uczciwy - lokalna elita. Osiągnął tyle, ile mógł. Ma rodzinę, kochankę, schorowaną matkę - jest obowiązkowy i stara się, aby nie tylko jego pacjenci byli zadowoleni, ale aby wszyscy dookoła byli pod jego opieką. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku postanowił wrócić z emigracji do Rumunii. Wierzył, że jego ojczyzna właśnie teraz przejdzie transformację i stanie się miejscem, w którym można czuć się bezpiecznie. Po dwudziestu pięciu latach bilans jest prosty - trzeba było zostać.

Mungiu, którego pamiętamy przede wszystkim z genialnego studium opresji społecznej w systemie totalitarnym w "4 miesiącach, 3 tygodniach i 2 dniach", mierzy się z, na pierwszy rzut oka, prostym scenariuszem dylematu moralnego. Wybory Romea w "Egzaminie" to sytuacje codzienne, które dotyczą wszystkich - nie ma w tym nic wyjątkowego. Jednocześnie każdy kolejny wysiłek ojca, żeby "uratować" życie córki staje się kolejnym elementem układanki, która charakteryzuje biografie tych, których transformacja zawiodła. Na dokładkę Romeo jest przecież beneficjentem nowego systemu - jest jednym z tych, którym raczej się udało. Bez względu na wszystko wie, że jego córka powinna żyć gdzie indziej.

Trudno porównywać "Egzamin" do innych filmach o ojcowskim poświęceniu, jak chociażby do "Traffic" Soderbergha. Najciekawszym wątkiem staje się tu bowiem strach przed systemem, którego nie można przekroczyć. Rumuńska codzienność będzie zawsze rzeczywistością uwikłaną - przestrzenią osobną, która w ekstremalnej formie może przypominać m.in. świat z "Palacza" Bałabanowa. Wersja delikatniejsza - na co dzień "nieodczuwalna", ale wysoce opresyjna to "Dług" Krauzego. "Egzamin" to historia bardziej podskórna, ale wzbudzająca długotrwałą trwogę.

Tytułowy egzamin to moment graniczny - punkt kulminacyjny - bilet do przyszłości. Przed maturą Eliza (Maria-Victoria Dragus) zostaje napadnięta w drodze do szkoły. Sprawca atakuje nastolatkę i próbuje ją zgwałcić. Dziewczyna musi szybko wrócić do siebie i stanąć na wysokości zadania. Takiego rozwoju sytuacji nie można było przewidzieć. Ze względu na przyszłość córki Romeo postanawia wykorzystać swoje wpływy.

8/10

"Egzamin", reż. Cristian Mungi, Rumunia, Francja, Belgia 2016, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 25 listopada 2016 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL