Reklama

"Dzień z życia blondynki" [recenzja]: Bardzo zły dzień

Hasło na polskim plakacie filmu "Dzień z życia blondynki" brzmi: "Kumulacja dowcipów o blondynkach w jednej komedii". Rzeczywiście, komedia Stevena Brilla miała być najprawdopodobniej wyjątkowo śmieszna. Niestety, wyszło wręcz odwrotnie.

Przywołanie figury głupiej blondynki to raczej pomysł polskiego dystrybutora. Tytuł oryginalny odwołuje się raczej do "wstydliwego spacerku", do którego zmuszona jest główna bohaterka pewnej nocy, na przedmieściach Los Angeles. Kolor włosów nie ma tu jednak żadnego znaczenia. Nieudana satyra w reżyserii Brilla ma dotyczyć pracowników telewizji śniadaniowych i porannych wiadomości, którzy bardzo chcieliby pracować w zupełnie innym miejscu.

Elisabeth Banks, po roli ekscentrycznej Effie Trinkett w serii "Igrzyska śmierci", wciela się w postać plastikowej pani z amerykańskiej telewizji. Meghan Milles została zapamiętana przez widzów telewizji śniadaniowej jako prezenterka, którą bez przyczyny na wizji zaatakowały koty. Od tego momentu marzy, żeby zmazać stygmę i zacząć pracę w prawdziwych wiadomościach. W trakcie spotkania z przyszłymi pracodawcami Meghan stara się zachować jak najbardziej skromnie i inteligentnie. Jest bardzo profesjonalna i wybitnie grzeczna. Kiedy dowiaduje się, że jej miejsce zajmie jednak ktoś inny, wpada w rozpacz. Na pomoc przychodzą jej dwie wierne przyjaciółki.

Reklama

Po chwili Meghan ląduje w klubie, ma na sobie żółtą obcisłą sukienkę, pije na umór i podrywa mężczyzn. Z jednym z nich ląduje w jego domu na przedmieściach. Tuż przed świtem odsłuchuje pocztę głosową. Wszystko wskazuje na to, że rywalka w walce o posadę poległa. Trzeba jak najszybciej wracać do domu i przygotować się do programu. Pytanie tylko, jak to zrobić bez torebki, bez telefonu, bez samochodu - gdzieś poza centrum L.A.

"Dzień z życia blondynki" miał być komedią pomyłek, w której nocny powrót do domu przemienia się w koszmarną przygodę. Atrakcyjna kobieta w obcisłej sukience ma duży problem, żeby po pierwsze wzbudzić zaufanie, po drugie - znaleźć pomoc. Praktycznie każdy napotkany nieznajomy jest przekonany, że Meghan to prostytutka, czyli potencjalne zagrożenie. Kobieta walczy z taksówkarzami, ucieka z handlarzami narkotyków, pertraktuje z policją, kierowczynią autobusu i uczniem szkoły. Za każdym razem jest narażona na mizoginiczne komentarze albo po prostu musi uciekać. Poszczególne wpadki Meghan nikogo nie bawią. Przypominają raczej kiepski telewizyjny kabaret, który tak naprawdę w dość żenujący sposób obśmiewa mizoginię i seksizm. Efektem tej humoreski jest niestety gloryfikacja statusu quo.

W przypadku "Dnia z życia blondynki" trudno sobie wyobrazić inne zakończenie niż happy end. Meghan wraca do swojego życia. Poznaje tego "jednego jedynego". W końcu znajduje pracę swoich marzeń i staje się telewizyjną bohaterką. Jej "wstydliwy spacerek" zmienia się w drogę ku chwale celebrytki. I w sumie nic z tego wszystkiego nie wynika i - co najgorsze - nie ma w tym nic zabawnego.

2/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Dzień z życia blondynki" [Walk of Shame], reż. Steven Brill, USA 2014, dystrybutor: Vue Movie Distribution, premiera kinowa: 6 lutego 2015

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy