"Dredd 3D": Krwawy sędzia
"Dredd 3D" to remake filmu "Sędzia Dredd" (1995), w którym w tytułowego bohatera wcielił się Sylvester Stallone. W najnowszej produkcji w roli krwawego sędziego wystąpił Karl Urban.
Zupełnie niespodziewanie "Dredd 3D" stał się jednym z najciekawszych filmów akcji oraz wizji science fiction ostatnich miesięcy. A może i lat.
Jaki jest największy problem współczesnego kina akcji? Brakuje w nim tego, co było standardem jeszcze w latach 80. - niczym nieskrępowanej przemocy. Ten problem nie jest nowy, bo zrealizowany w latach 90. "Sędzia Dredd" również cierpiał na tę chorobę. Wtedy jednak adaptacje komiksów postrzegano jedynie przez pryzmat młodzieży. Dzisiaj, teoretycznie, jest inaczej. I tak oto narodził się "Dredd 3D" - brutalne kino akcji sci-fi rodem z czasów, kiedy kino było prostsze, mężczyźni prawdziwie męscy, a krew była ekranową normą.
To oczywiście celowe uproszczenie, ale "Dredd 3D" nie cierpi na wszystkie bolączki takich produkcji jak remake "Pamięci absolutnej". Pozostaje wierny oryginałowi, w tym przypadku komiksom, przedstawiając mroczną, przytłaczającą i brutalną wizję przyszłości, w której tacy ludzie jak Dredd (Karl Urban) pełnią rolę policjanta, sędziego i kata. W tej oto rzeczywistości 800-milionowe miasto Mega-City One to nieustanne pole bitwy między sędziami a przestępcami. A walczy się tu o każdy budynek - dosłownie, gdyż akcja "Dredd 3D" to pomysł znany już z indonezyjskiego "The Raid" (trzeba jednak podkreślić, że scenariusz "Sędziego" powstał pierwszy). Stróże prawa wchodzą do budynku, w którym rządzą przestępcy i zostają tam uwięzieni. Dalej pozostaje tylko czysta akcja.
Gdyby za wizją mało znanego reżysera Pete'a Travisa ("8 części prawdy") stało hollywoodzkie studio, dostalibyśmy zapewne papkę dla amerykańskich nastolatków. Jest jednak inaczej - takiego Dredda w latach 80. zrealizowałby John Carpenter - począwszy od ciągłego uczucia zagrożenia i klaustrofobii, przez naturalistyczne sceny śmierci i przemocy, skończywszy na pulsującej w tle elektronicznej muzyce. Dzisiaj takiego kina, co doświadczyliśmy na przykładzie okropnego remake'u "The Thing", nie robi się już w USA. Realizuje się je bowiem tylko tam, gdzie nie sięgają macki producentów z domami za miliony dolarów w Malibu. Nawet znienawidzone przez wielu 3D w tym przypadku robi poprawne wrażenie, szczególnie w momentach narkotycznych wizji spowodowanych zwalniającą czas substancją slo-mo. Upadek z 200. piętra i przestrzelenie policzków w trzech wymiarach i zwolnionym tempie to bez wątpienia 3D inne niż to z trójwymiarowych konwersji słabych blockbusterów.
To oczywiście nie jest film dla każdego - narracja gier wideo połączona z komiksową estetyką trafi do wąskiego grona odbiorców. Jednak są to ci sami ludzie, którzy lubili podobne produkcje w latach 80. Nikt nie próbuję na siłę zrobić mrocznego i krwawego filmu "od 12 lat". A przecież właśnie to zabiło wielu poprzedników "Dredd 3D". I prawdopodobnie - nomen omen - dobije także nowego "RoboCopa".
Łukasz Kujawa
8/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Dredd 3D" reż. Pete Travis, Wielka Brytania, USA, Indie 2012, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 28 września 2012
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!