Reklama

"Do nieba" [recenzja]: Peruwiańska magia

Pomimo, że "Do nieba" to pierwszy anglojęzyczny film Claudii Llosy, jej twórczość nie straciła metafizycznego wymiaru, jaki reprezentują jej peruwiańskie historie.

Pomimo, że "Do nieba" to pierwszy anglojęzyczny film Claudii Llosy, jej twórczość nie straciła metafizycznego wymiaru, jaki reprezentują jej peruwiańskie historie.
Jennifer Connelly w scenie z filmu "Do nieba" /materiały dystrybutora

Claudia Llosa jest znana z barwnych filmów, w których na pierwszym planie znajduje się realizm magiczny, lokalna tradycja i rytuał, jako narzędzie kulturalnej transcendencji. W nagrodzonym Złotym Niedźwiedziem "Gorzkim mleku" reżyserka opowiadała o trudnym dojrzewaniu do własnej seksualności i o akceptacji śmierci. W "Madeinusie" (2006) pokazała rzeczywistość małej społeczności, w której wiara bije się o palmę pierwszeństwa ze zwątpieniem.

W jej najnowszym filmie "Do nieba", na pozór tak odmiennym od pozostałych, wszystkie te elementy ścierają się bardziej, niż kiedykolwiek dotychczas, choć Llosa po raz pierwszy opowiada historię w aż tak subtelny i efemeryczny sposób.

Reklama

Nie wyjaskrawia konfliktu między młodym pokoleniem a tradycją, ale jednocześnie przygląda się dwójce postaci - dorosłemu synowi, Ivanowi (Cillian Murphy) i jego matce, Nanie (Jennifer Connelly). Bada ich historię od podstaw, więc filmowa narracja toczy się równolegle na dwóch poziomach czasowych - w tragicznej przeszłości i teraźniejszości, która ma przynieść katharsis.

Przychodzi ono wraz z pojawieniem się Jannii (Melanie Laurent), która przyjeżdża do domu Ivana, by zrobić z nim wywiad do dokumentu o jego uznawanej za uzdrowicielkę matce. Przywozi mu materiały wideo z Naną w roli głównej i uwodzi go tajemnicą. Ivan nigdy ich pewnie nie widział, bo pokłosiem rodzinnej tragedii była ucieczka Nany z domu. Mężczyzna nigdy jej nie wybaczył tego odrzucenia, ale i nie uporał się z własnym poczuciem winy. Pchany impulsem zdecydował się jednak wybrać z Jannią w podróż na Koło Podbiegunowe, która dla nich obojga okazała się testem na cierpliwość, wiarę w możliwość dotknięcia absolutu i psychiczno-fizyczne uzdrowienie.

Siła filmu Llosy jak zwykle nie wyraża się jednak poprzez słowa i opisywanie fabularnych zdarzeń. Te wydają się niekiedy mało wiarygodne, innym razem przesiąknięte New Age'ową ideologią, co niektórych niewątpliwie może drażnić. Z drugiej strony rodzaj napięcia, który rodzi się ze zderzenia tego co wiarygodne z tym, co wątpliwe jest motorem napędowym akcji. Obserwujemy historię Nany, która bije się z myślami, kiedy idzie ze swoim chorym synkiem do uzdrowiciela, a później słuchamy opowieści Ivana, nie wierzącego, że jego matka jest kimś więcej niż zwykłą hochsztaplerką. Krążymy w przestrzeni między nimi dwojgiem, tam, gdzie Llosa odnajduje poezję codzienności.

Realizując film na tle śnieżnobiałego krajobrazu autorka tworzy napięcie na poziomie czysto wizualnym - pokazuje człowieka, który jest wolny, by iść przed siebie, ale i wielce zagubiony, bo przytłoczony ogromem przestrzeni. Reżyserka balansuje na krawędzi między tym, co piękne a tym, co okrutne, co naturalistyczne i surrealne, emocjonalne i oschłe. W przepięknych kadrach "Do nieba" Llosa zamknęła poezję i realizm magiczny; w perfekcyjnym montażu ukryła klucz do opowiadania o ludziach, którzy dostają od losu drugą szansę.

8/10

--------------------------------------------------------------------------------------
 "Do nieba" (Aloft), reż. Claudia Llosa, Hiszpania, Kanada, Frnacja 2014, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 19 czerwca 2015 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama