"Dni", nowy film Tsai Ming-lianga, to niemal zupełnie pozbawiona dialogów opowieść o spotkaniu dwóch mężczyzn. Tajwański reżyser, balansując na granicy dokumentu i fikcji, prezentuje przejmujące studium samotności, którego kulminacją jest jedna z najbardziej namacalnych scen miłosnych ostatnich lat.
Streszczanie fabuł filmów Tsai Ming-lianga ("Kapryśna chmura", "Goodbye, Dragon Inn") nie ma zbyt wiele sensu. Po pierwsze, z punktu widzenia tradycyjnych technik filmowej narracji, mówiąc kolokwialnie, niewiele się w nich dzieje. Po drugie, kino tajwańskiego reżysera wymyka się deskrypcyjnym zabiegom, będąc raczej twórczością do przeżywania niż rozumienia. To właśnie indywidualne doświadczenie seansu filmowego, a nie następstwo ekranowych wydarzeń, stanowi o jego sensie.
Gdyby jednak pokusić się o naszkicowanie fabularnego szkieletu "Dni", wystarczyłoby jedno zdanie. Dwóch nieznajomych mężczyzn spotyka się w Bankgoku w hotelowym pokoju. Tylko tyle? Kino Tsai Ming-lianga wymaga od przyzwyczajonego do współczesnego kina widza innego rodzaju odbioru. Zamiast koncentrować się na tradycyjnie rozumianej akcji, czyli działaniu, tajwański reżyser buduje swoje dzieła wokół mało atrakcyjnych z punktu widzenia ekranowej dynamiki momentów, kontemplując raczej chwile bezruchu i bezczynności.
Właśnie kilkuminutowym ujęciem siedzącego nieruchomo w domowym fotelu i wyglądającego przez okno Lee Kang-Shenga - ulubionego aktora Tsai Ming-lianga - rozpoczyna tajwański reżyser swój najnowszy film. Drugim bohaterem "Dni" jest młody mieszkaniec Bangkoku (grany przez pochodzącego z Laosu naturszczyka Anonga Houngheuangsya), którego obserwujemy w trakcie codziennych czynności - przygotowywania posiłków czy nocnej pracy na straganie. Długie ujęcia, będące rodzajem wprowadzenia do psychologicznych portretów obydwu protagonistów, organicznie przydają także filmowi aury melancholii i malują obraz dojmującej samotności obu mężczyzn - ich milcząca ekranowa obecność zdradza niewysłowione pragnienie bliskości.
Do spotkania obydwu bohaterów dochodzi w hotelowym pokoju w Bangkoku. Zmagający się z tajemniczą dolegliwością karku Lee Kang-sheng leży nagi na łóżku. Anong Houngheuangsy rozpoczyna masaż. Niemal 20-minutowa, zrealizowana w jednym ujęciu scena, może być oglądana jako erotyczne zbliżenie dwóch mężczyzn - w istocie, to, co wydaje się początkowo relaksacyjnym masażem, kończy się jako seksualna usługa. Tsai Ming-lianga interesuje tu jednak raczej egzystencjalny wymiar zbliżenia, ujęcie to zasadniej więc odczytywać metaforycznie - jako rozpaczliwą potrzebę bliskości i dotyku, próbę oszukania samotności.
Mimo iż "Dni" niemal nie zawierają dialogów, kiedy już bohaterowie coś mówią, i tak ich nie zrozumiemy - Tsai Ming-liang celowo zrezygnował z umieszczenia wyjaśniających napisów, jakby programowo zakładał, że to, co najważniejsze w jego filmie, rozgrywa się poza słowem. I poza akcją.
W tym sensie "Dni" można odczytywać jako kino par excellence dokumentalne. Reżyser przyznał, że odtwórcę roli masażysty - Anonga Houngheuangsya - poznał przypadkiem w Bangkoku, sam chłopiec dodał zaś, że jego życie wygląda dokładnie w ten sposób, w jaki przedstawione zostało w filmie Tsai Ming-lianga. Sam pomysł na "Dni" wziął się zaś z dokuczliwej i tajemniczej dolegliwości aktora Lee Kang-shenga (przypadłość, na którą - notabene - cierpiał jego bohater w zrealizowanej przez Tsai Ming-lianga w 1997 roku "Rzece"). Tajwański twórca wyznał wręcz bez ogródek, że początkowo chciał tylko dać ekranowe świadectwo zdrowotnym problemom swej gwiazdy, do realizacji swego dzieła przystępował zaś bez opracowanej wcześniej narracyjnej koncepcji, zdając się raczej na bieg pozaekranowych wydarzeń. Kino, tak jak życie, wciąż nie przestaje nas zaskakiwać (a film Tsai Ming-lianga jest też dialogiem z historią kina, o czym świadczy muzyczny cytat ze "Świateł wielkiego miasta" Charliego Chaplina).
8/10
"Dni" [Rizi], reż. Tsai Ming-liang, Tajwan 2019
***
Film pokazywany był premierowo online w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty, odbywającego się w dniach 5-15 listopada 2020 roku.