"Człowiek delfin" Lefterisa Charitosa to fascynujący film dokumentalny o człowieku, który ukochał wodę i otwarte morze, nie potrafiąc odnaleźć się w świecie ludzi i ich problemów.
Jacques Mayol jest dla fanów "Wielkiego błękitu" Luca Bessona postacią na poły mityczną. Mistrz, propagator i filozof swobodnego nurkowania, który jako pierwszy człowiek w historii "zszedł" sto metrów w głąb morza bez pomocy aparatu tlenowego, na wstrzymanym oddechu, stał się we francuskim filmie wyrazicielem ludzkich tęsknot i pragnień. Marzeń o wolności, o wyrwaniu się z otępiającego tumultu codzienności. Dążeń do osiągnięcia stanu ducha pozwalającego na życie w zgodzie ze światem natury, "zjednoczenie się" z nim. A przede wszystkim poszukiwań egzystencjalnego celu, nadającego życiu zupełnie nowego znaczenia. Zainspirował również tysiące młodych do spróbowania swych sił w nurkowaniu swobodnym oraz do walki o ekologię i środowisko. Mayol nie stracił dziś wiele ze swojej legendy. Niemal dwie dekady po śmierci wciąż aktywizuje ludzi i stymuluje wyobraźnię.
Najlepszym tego dowodem właśnie "Człowiek delfin", który przywraca sylwetkę Mayola kulturze filmowej. Prawda jest bowiem taka, że choć dokument Charitosa zawiera w sobie elementy filozofii Mayola leżące u podstaw "Wielkiego błękitu", proponuje ostatecznie zupełnie inny, bardziej złożony portret legendarnego nurka. Korzystając z dostępu do ogromnego archiwum słów i obrazów, przedstawiających różne oblicza Mayola, grecki reżyser cofa się do czasów jego młodości, próbuje zrozumieć rozwój jego psychiki. Pokazuje, że Mayol był czarusiem i kobieciarzem, który wykorzystywał kobiety i darzących go zaufaniem mężczyzn do realizacji własnych celów, do spełniania swoich pasji. Uwydatnia skrywaną pod uśmiechem i szarmanckim spojrzeniem aspołeczność nurka, brak zrozumienia dla ludzi i ich codziennych wyzwań. Odziera go z mitu, choćby demonstrując podwodne porno, które nakręcił dla pieniędzy.
I to właśnie ten intymny wymiar - nakreślony starannie przez Charitosa portret Mayola na przestrzeni wielu dekad - sprawia, że "Człowiek delfin" jest nie tylko swoistym suplementem wizualnej maestrii i egzystencjalnego wydźwięku "Wielkiego błękitu", lecz sprawdza się także jako samodzielny film. Oto opowieść o człowieku, który przekraczał granice poznania, by udowodnić, że granice istnieją głównie w ludzkich głowach. Historia miłośnika wody i żyjących w niej istot, który cierpiał na skutek sławy i rosnących wokół niego, upraszczających go mitów. Szczery dokument o prostym, zupełnie niezwyczajnym człowieku, do którego uśmiechnął się los, pozwalając mu na to, o czym miliony innych mogło i wciąż może jedynie marzyć. Historia mężczyzny, który poświęcił szczęście swoich bliskich, by znaleźć osobiste spełnienie, ale na starość zaczął żałować podjętych za młodu decyzji. Opowieść o kimś takim jak ty i ja.
Narratorem "Człowieka delfina", i swoistym ekranowym alter ego Mayola, jest wprawdzie francuski aktor Jean-Marc Barr, który zagrał jego filmową wersję w "Wielkim błękicie", lecz jest to ze strony Charitosa jedynie ciekawostka, ukłon w stronę fanów dzieła Bessona, którzy wybiorą się z pewnością do kin. Warto jednak pozbyć się przed seansem oczekiwań i otworzyć na to, co film ma do powiedzenia o Maoyolu, nawet jeśli nie są to refleksje zbyt pozytywne. Trudno stwierdzić, czy "Człowiek delfin" przypadłby legendarnemu nurkowi do gustu. Z jednej strony Charitos próbuje rzeczywiście opisać słowem, obrazem i dźwiękiem to, co słynnemu nurkowi w duszy grało, ale z drugiej ukazuje go takim, jakim on sam nie chciał się widzieć, będąc boleśnie świadomym swych czysto ludzkich ułomności i licznych ograniczeń. Pewne jest jednak, że im dłużej żył, tym mniej chciał być mitem, a tym bardziej po prostu człowiekiem.
7/10
"Człowiek delfin" [Dolphin Man], reż. Lefteris Charitos, Grecja, Francja, Kanada, Japonia 2017, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa 17 sierpnia 2018 roku.